Był marcowy poranek 1960 r. Ani słoneczny, ani deszczowy. Chociaż nisko wiszące chmury zapowiadały, że może jednak jeszcze przed południem spadnie deszcz. Spieszyłem się na wykłady z prawa państwowego. Z zasady, jako poważny student już drugiego roku prawa, nie zaszczycałem wykładów swoją obecnością. Ale dla prawa państwowego robiłem wyjątek – ciekawiła mnie ta tematyka. I dlatego w tym dniu wstałem wcześniej, aby zdążyć na wykład na godzinę 9-tą. Myślami już byłem na zajęciach, ale drogę do przystanku tramwajowego obserwowałem z uwagą. Uszedłem zaledwie kilkadziesiąt kroków od mojego domu, gdy dostrzegłem leżące na chodniku pudełko od zapałek. Leżało odwrócone etykietą do góry i zdziwiłem się, bo chociaż etykieta była koloru czerwonego, to nie było to popularne, a właściwie jedyne dostępne „słońce”. Na etykiecie był narysowany jakiś zwierzak. Odruchowo schyliłem się i wtedy zobaczyłem, że jest to wyobrażenie jelenia. Po kilku latach, gdy byłem już posiadaczem katalogu polskich etykiet zapałczanych, stwierdziłem, że jest to etykieta Z 32c.
Schowałem pudełko do kieszeni z myślą „może się do czegoś przyda”. Po powrocie do domu, odkleiłem etykietę w gorącej wodzie i po osuszeniu na bibule, schowałem do koperty, w której miałem już kilka etykiet ze słońcem i prawdziwy rarytas – starą etykietę z Łotwy. Z tą etykietą związana jest cała historia. Kiedy w grudniu 1939 r. musieliśmy z Mamą i moim starszym Bratem opuścić nasz dom /ja miałem wtedy 6 miesięcy/ nasze mieszkanie otrzymał Niemiec z Łotwy tzw. Baltendeutsch – baron von Koszul /a może von Koskull/. Widocznie przywiózł ze sobą zapas zapałek, bo jeszcze po naszym powrocie do domu w 1945 r. na strychu było wiele pudełek. Przy naszych zabawach w wojnę, służyły one jako czołgi i większość z nich została spalona w ciężkich bitwach. Jedno pudełko dziwnym trafem ocalało, a etykieta z tego pudełka znalazła się w moim klaserze ze znaczkami a później we wspomnianej kopercie. Była to etykieta wydana przez /a może raczej dla/ Latvijas Ser-Kocinu Akciku Sabiedrina w Rydze. I co najdziwniejsze – na niej też był jeleń. Tak więc jeszcze nie uświadomione zaczątki mojej kolekcji filumenistycznej oparte były na dwóch jeleniach.
Piszę „nieuświadomione zaczątki”, bo wtedy jeszcze wcale nie miałem zamiaru zbierania etykiet zapałczanych. Od drugiej klasy szkoły podstawowej, podobnie jak wszyscy koledzy i koleżanki z naszej ulicy, byłym zapalonym filatelistą. Pomagał mi mój brat, który w tym czasie pracował na poczcie i przynosił mi wszystkie nowości. Niestety uwikłał się w jakieś niedobory i bojąc się rewizji w domu, wszystkie moje polskie znaczki spuścił w toalecie. Jak na ograniczone możliwości finansowe, zebrałem w czasach szkolnych dosyć ładny zbiór znaczków polskich i ciekawych serii z całego świata. Te serie, wklejałem do własnoręcznie wykonanych z papieru milimetrowego albumów. Pamiętam egipskie piramidy, niemieckie serie wojenne i całą masę serii z afrykańskich kolonii Wielkiej Brytanii ze zwierzętami.
W czasie studiów zaniedbałem swoje albumy i klasery. Było tak wiele nowych wrażeń i możliwości w końcu, w 1963 r. sprzedałem cały mój zbiór jakiemuś księdzu z Bydgoszczy. Starczyło na wycieczkę do Czechosłowacji /Praga, Karlove Vary/ i Związku Radzieckiego /Moskwa, Soczi, Kijów/. Później jeszcze wiele razy próbowałem wrócić do filatelistyki, ale już bez zbytniego zaangażowania. Mimo tego mam trochę ciekawych znaczków, bloków, arkusików pamiątkowych, kopert FDC, stempli okolicznościowych itp. Nie ma to jednak charakteru kolekcji. Jest tylko luźnym zbiorem do ewentualnego uporządkowania lub jako zaczątek kolekcji. Wartość materialna tego nie jest duża, ale dla mnie ma wartość emocjonalną, bo z każdym obiektem w tym zbiorze, związane jest jakieś wspomnienie, jak nie sytuacji to osoby.
Zainteresowanie kolekcjonerstwem, przekazał mi chyba w genach mój Ojciec, którego zresztą nie znałem. Gdy miałem 3,5 miesiąca, Ojciec poszedł na wojnę i już nie wrócił do domu. Po wielu przejściach, zginął w kwietniu 1945 r. na słynnym statku „Cap Arcona” zbombardowanym przez lotnictwo brytyjskie, jako więzień obozu koncentracyjnego Hamburg-Neuengamme. Ojciec zbierał znaczki pocztowe przez wiele lat i w końcu zebrał ładny zbiór. Według tradycji rodzinnej, jego wartość w 1938 r. wynosiła 10.000,- zł. Przedwojennych!!. Trochę nie chce mi się w to wierzyć, bo resztki jakie przejąłem to nie było nic wartościowego. Dlatego resztki, bo mój Brat, po wojnie dorwał się do tego zbioru i skutecznie go rozparcelował. W czasie wojny, zbiór ten był zamurowany na strychu i dlatego ocalał. Ojciec zbierał w sposób staromodny „wszystko” i wklejał do niemieckich albumów Schaubecka z wydrukowanymi reprodukcjami znaczków. Do dzisiaj mam okładki od tych albumów, a jedna z nich, służy jako okładka kolekcji „Loty kosmiczne”.
Drugim zainteresowaniem mojego Ojca, były widokówki. Przez wiele lat należał do rożnych zagranicznych klubów kolekcjonerskich np. Weko-Briefbund, Societe Internationale de Correspondence et Exchange, Cosmopolitan Correspondence Club i wielu innych. Prowadził ożywioną wymianę widokówek, ale nie takich, które kupuje się w kiosku, lecz takich które otrzymał osobiście i które przeszły drogę pocztową. Wyróżniały się one tym, że znaczek umieszczany był na stronie licowej widokówki i tam też przybijano stempel pocztowy. Wiele takich pocztówek zachowało się a potem znalazło w moich zbiorach. Niestety często niekompletnych, bo w latach szkolnego zafascynowania filatelistyką, odklejałem nad parą co ciekawsze znaczki. Ale pobudzony przykładem Ojca, sam zająłem się kolekcjonowaniem widokówek i zebrałem stosunkowo duży zbiór. Specjalizuję się w widokówkach wydanych przed 1945 r. na tzw. Ziemiach Odzyskanych /Warmia, Mazury, Pomorze, Ziemia Lubuska, Dolny Śląsk/ przez wydawnictwa niemieckie oraz na Ziemiach Wschodnich – Kresy /Lwów, Wilno, Wołyń, Polesie, Huculszczyzna/. Mam wrażenie, że jest to zbiór ciekawy i łączy mnie z nim sentyment. Zebrałem również masę pocztówek z całego świata, które usystematyzowane przechowuję w albumach i pudełkach.
Po Ojcu został też mały zbiorek monet i odznak sportowych. Monety poszły głównie na wymianę na etykiety zapałczane. Odznaki sportowe sprzedałem w chwili finansowej potrzeby /1957 r./ poznańskiemu przedsiębiorcy tzw. prywaciarzowi, który potem szybko wyjechał za granicę i już nie wrócił. Do monet częściowo powróciłem i trochę ich zebrałem, ale z ukierunkowaniem tylko na powojennej monety polskie, których zresztą nie kupuję ale uzyskuję z obiegu lub wymiany. Miałem też ładny zbiór nowych banknotów PRL-u, ale ukradł je ze strychu dekarz, naprawiający w 2003 r. dach.
Trudno mówić o moim „kolekcjonowaniu” książek. Nigdy nie byłem bibliofilem. Nie interesowały mnie pierwsze wydania, starodruki, ciekawe oprawy. Dla mnie książka była i jest źródłem doznań estetycznych ze względu na swoją treść /powieści, opowiadania/ lub źródłem wiedzy /opracowania historyczne, reportaże, literatura faktu, podróże/. Stanowi też dobrą rozrywkę /książki przygodowe, kryminały, science fiction/. Od najmłodszych lat stykałem się w domu z książkami. Moja Mama w okresie międzywojennym, pracowała w Wydawnictwie Polskim Rudolfa Wegnera w Poznaniu, przy ul. Słowackiego. Budynek ten już nie istnieje, a na jego miejscu po wojnie wybudowano gmach Przychodni Wojewódzkiej. Miała więc możliwość zaopatrywania się w nowości wydawnicze zwłaszcza, że Wydawnictwo było liczącym się w Polsce. Nasz przedwojenny katalog książek, który wraz z książkami zachował się przez wojnę, zawiera kilkaset pozycji. Oczywiście wiele z tych książek nie zachowało się do dzisiaj. Różne były tego przyczyny, ale głównie nie trafione wypożyczenia. Również moja w tym wina, w latach szkolnych moje książki Karola Maya /ok. 20 tytułów/ cieszyły się takim powodzeniem, że do dzisiaj zachowała się tylko jedna – potem zbiór ten odtworzyłem. Po przejęciu biblioteki rodzinnej, wiele tytułów sprzedałem lub rozdałem w różnych okolicznościach, gdyż nie pasowały do nowego profilu biblioteki. Wyprzedził mnie w tym zresztą mój Brat – do końca lat 90-tych, uzupełniałem braki w serii „Cuda Polski” – ale mam komplet. Książki uczyły mnie patriotyzmu – do dziś cenię sobie opowiastkę Bronisławy Ostrowskiej „Bohaterski Miś”. O tym jak bardzo, to świadczy stan jej zaczytania. Nienawiści do bolszewizmu, uczyłem się z książki Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego „Najwyższy lot”. Jeszcze dzisiaj, gdy ją czytam n-ty raz, łzy same napływają do oczu. Moje „poglądy polityczne” kształtowały się pod wpływem książek tegoż Ossendowskiego „Iskry spod młota” i „Lenin”. Tą ostatnią książkę, czytałem w tajemnicy przed Mamą, gdy byłem w 6-tej klasie szkoły podstawowej. Wiąże się z nią zresztą ciekawa historia. Na początku lat 50-tych, Mama pożyczyła tę książkę swojemu koledze z pracy inż. Włodzimierzowi Madajewskiemu, który dostał się z tzw. „kocioł” tj. pułapkę często zastawianą w tych latach przez Urząd Bezpieczeństwa. Polegało to na tym, że w jakimś mieszkaniu, którego właściciel lub lokator był podejrzany, funkcjonariusze UB zatrzymywali wszystkich przychodzących, bez względu na powód przyjścia, ale nikogo nie wypuszczali. Takie przymusowa zatrzymanie mogło trwać nawet dosyć długo. Gdy przez kilka dni inż. W.M. nie wracał do domu, jego koledzy przeszukali mieszkanie pod kątem posiadania niebezpiecznych w ówczesnych czasach materiałów i oczywiście znaleźli „Lenina”. Za posiadanie tej książki można było dostać kilka lat więzienia. Tak więc książka poszła do pieca. Dopiero w 1990 r. zdobyłem reprint tego spalonego wydania. Niestety bez ilustracji, które jeszcze po tak wielu latach, stoją mi przed oczami.
Wielkie wrażenie wywarło na mnie przeczytane już w szkole podstawowej dzieło dr S. Hinczy „Pierwszy żołnierz odrodzonej Polski” oraz księgi pamiątkowej „Dziesięciolecie odrodzonej Polski”. Oba te wydawnictwa były w naszej domowej bibliotece. Od tego czasu /1952-3/ Marszałek Józef Piłsudski jest dla mnie najwybitniejszym Polakiem XX wieku. Czasami koledzy przynosili do szkoły książki, których posiadanie mogło sprowadzić na rodziców wielkie kłopoty. Ale nigdy nic się nie wydało. Społeczeństwo nasze było zastraszone ale zjednoczone w swojej niechęci do władz. I takie były dzieci w mojej szkole. Dosyć powiedzieć, że gdy w roku tzw. przełomu październikowego, napisałem do gazetki szkolnej, ukazującej się w naszym I LO im. Karola Marcinkowskiego /słynne marginesy/ artykuł, w którym domagałem się rehabilitacji tzw. lekkiej literatury /Karol May, Antoni Marczyński czy Adam Nasielski/ odrzucono go, bo ci pisarze nie kojarzyli się ze sztuką socjalistyczną.
Miłości do Kresów uczyła mnie Eliza Orzeszkowa w „Nad Niemnem” i Maria Rodziewiczówna w całym cyklu książek o Polesiu. Ta miłość zaowocowała zbiorem widokówek z kresów, który zawiera wiele unikalnych egzemplarzy.
Dzisiaj, gdy piszę te słowa, mam w bibliotece przeszło 4.200 książek, głównie związanych z tematyką II wojny światowej. Mam też wiele pamiętników, biografii, opracowań historycznych, tzw. kryminały, powieści przygodowe itp. Szczycę się tym, że nigdy żadnej książki nie oddałem na makulaturę. Nawet „Mein Kampf” i „Krótki kurs historii WKP /b/” są w mojej bibliotece jako świadectwo historii XX wieku. Skazane są jednak na przebywanie na strychu. Jest to swoisty rodzaj kary dla ich autorów i propagowanej w nich ideologii.
Oczywiście jak każdy kolekcjoner, zebrałem wiele przedmiotów, które nie stanowią kolekcji ani też nie znajdują się w moim szczególnym zainteresowaniu. Po prostu, coś wpada mi w ręce, bo może się kiedyś przydać. Tak układałem pokaźny zbiór etykiet od alkoholi a zwłaszcza win. Mam też dużo obiektów z zakresu birofilii tzn. związanych z piwem. Osobny dział to butelki od koniaków, częściowo zdekompletowane, bo mój syn Michał w latach szkolnych, używał nakrętek od butelek do celów pirotechnicznych.
Posiadam duży zbiór /częściowo naklejony na karty/ opakowań od czekolad wraz z opakowanie „wyrobu czekoladopodobnego” z okresu stanu wojennego. Opakowania od cukierków, cytrusów, herbat itp. Itd. Dużo tego, ale po co?
Ale chyba już dosyć dygresji. Czas wrócić do mojej ukochanej filumenistyki. Z tym pojęciem spotkałem się zresztą później, niż zacząłem tworzyć kolekcję. Przez długi czas, uznawałem się za kolekcjonera etykiet zapałczanych, chociaż to określenie nie oddawało całości zagadnienia. Przecież zacząłem także gromadzić pudełka od zapałek, zarówno puste jak i z zawartością. Na przełomie lat 50-tych i 60-tych, nie czytywałem „Sztandaru Młodych” ani „Dookoła Świata’’, które w tym czasie publikowały artykuliki Jerzego Romaszkana „o różnych aspektach kolekcjonowania etykiet zapałczanych”. W tych notatkach pojawił się termin „filumenistyka”, ale ja do niego dotarłem dopiero w połowie lat 60-tych, gdy z informacji w „Głosie Wielkopolskim” dowiedziałem się o tym, że istnieje „Koło Filumenistów” przy Polskim Związku Filatelistów i że w klubie „Mozaika” odbywają się pokazy filumenistyczne, a spotkania filumenistów w każdą środę w godzinach 17-19. Klub „Mozaika” był klubem spółdzielczości pracy i znajdował się na Starym Rynku po stronie Pałacu Działyńskich. Informacja o takim pokazie, która ukazała się w „Głosie Wielkopolskim” z dnia 17.01.-1967 r. skłoniła mnie do zainteresowania się spotkaniami i z tą chwilą zakończył się mój „partyzancki” okres zbierania etykiet zapałczanych. Uzyskałem kontakty, dostęp do etykiet polskich, możliwości wymiany i poznałem filumenistów. Musiało minąć siedem lat od znalezienia czechowickiego jelenia, abym mógł poczuć się filumenistą.
Nie oznacza to jednak, że przez te siedem lat nie miałem kontaktu z etykietami zapałczanymi. Początkowo moje kolekcjonerstwo było samotne, chaotyczne, przypadkowe i ograniczało się wyłącznie do etykiet polskich, sprzedawanych na zapałkach w Poznaniu. Nie były to wszystkie etykiety, bo w ramach niepojętych pomysłów planowej gospodarki socjalistycznej, obowiązywała rejonizacja sprzedaży zapałek, produkowanych przez 5 polskich fabryk. I tak, miałem etykiety z Sianowa, ale już nie z Gdańska. W domu, używało się dużo zapałek do zapalania gazu w kuchence oraz Junkersie, ale były to przeważnie „słoneczka” i „1000 szkół na 1000-lecie”. Odklejałem etykiety od pudełek /miałem już praktykę w odklejaniu znaczków/ i umieszczałem je w klaserach. Czasem ktoś ze znajomych, zapalając papierosa, wyjmował z kieszeni pudełko zapałek z nieznaną mi etykietą. Proponowałem na wymianę pudełko, które w tym celu nosiłem w kieszeni. Czasami znajdowałem ciekawe pudełko na ulicy. I tak powoli rosła kolekcja – 10 sztuk, 20, 50…
Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że tą drogą niczego nie osiągnę. Kolekcja rosła zbyt wolno i składała się tylko z aktualnych polskich etykiet i to z dużymi brakami. Wiedziałem już wtedy, że w Polsce jest 5 fabryk zapałek. Znalazłem ich adresy i napisałem o uzupełnienie zbioru, ale żadnej odpowiedzi nie otrzymałem. Pewnie zbyt wielu mieli takich chętnych.
Na przełomie lat 50-tych i 60-tych, czytałem regularnie miesięcznik „Młodzież Świata”, wydawany przez Światową Federację Młodzieży Demokratycznej. Nie dla jego walorów ideowych, od których byłem daleko, ale dla reportaży z życia innych krajów i to nie tylko tzw. „demokracji ludowej”. Dla mnie ten miesięcznik był oknem na świat w zakresie geografii, etnografii czy też obyczajowości młodzieży. Oczywiście przy czytaniu każdego artykułu, należało odrzucić powłoczkę ideologiczną, ale to już potrafiłem robić. Jednakże najciekawszą częścią tego miesięcznika był tzw. „kącik adresowy” oraz rozmówki w różnych językach /nawet chińskim/ i na różne tematy, które mogły interesować młodzież – w tym i kolekcjonerskie. I właśnie w tym miesięczniku, znalazłem adres mojego pierwszego korespondenta, z którym mogłem wymieniać etykiety. Był to IGOR PASNICZENKO – marynarz z Odessy /wtedy ZSRR/, pływający na statkach pasażerskich linii Odessa-Noworosyjsk, Według ogłoszenia, interesowała go filumenistyka, filatelistyka oraz widokówki. Dużym plusem, była możliwość prowadzenia korespondencji w języku rosyjskim, którym wtedy posługiwałem się dobrze. Teraz mam już poważne braki w słownictwie. Napisałem do niego i chętnie przystał na korespondencję i wymianę. Był jednak problem, skąd brać etykiety na wymianę? Na szczęście, właśnie w tym okresie, w kioskach „Ruchu” oraz w Klubach Międzynarodowej Prasy i Książki, pojawiły się zestawy etykiet polskich, w małych celofanowych kopertach, po 20 sztuk za 2.50 zł. To było to. W okresie późniejszym, pojawiły się zestawy po 100 sztuk różnych etykiet, co upraszczało sprawę wysyłki.
Mój pierwszy korespondent, przysyłał mi etykiety radzieckie, które u nich sprzedawano po 100 sztuk, przygotowywanych przez Bałabanowską Eksperymentalną Fabrykę Zapałek.
Takie zestaw zawierał etykiety z różnych fabryk. A było ich w ZSRR bardzo dużo. Czasem całe serie, a czasem tylko ich części lub etykiety pojedyncze. Ja w zamian wysyłałem, wspomniane już zestawy etykiet polskich, oraz znaczki pocztowe, które kupowałem sklepach filatelistycznych. Szczególnie cenione były znaczki tzw. zachodnie, do których dostęp w Związku Radzieckim był mocno utrudniony. Według moich obliczeń, wysłałem do Igora, kilka tysięcy znaczków, co związane było z pewnym ryzykiem /konfiskata, grzywna/ gdyż było naruszeniem obowiązujących wówczas przepisów celnych i zgody na wysyłkę. Takie to były idiotyczne czasy. Wysyłałem też do Igora widokówki.
Mimo tego, że przepisy były idiotyczne, muszę przyznać, że przez cały okres prowadzenia korespondencji i wymiany, nie przytrafiła się nigdy sytuacja, że zakwestionowano zawartość moich listów. Odwrotnie, często przychodziły do mnie listy, ale tylko z Zachodu, z adnotacją „przesyłka nadeszła w stanie uszkodzonym”. Widać było jednakże, że list był otwierany. Nigdy jednak nie brakowało zawartości. Kiedyś w latach 70-tych, otrzymałem dużą przesyłkę zapałek książeczkowych z USA /przeszło 100 sztuk/ i Urząd Pocztowy z Warszawy, powiadomił mnie, że zgodnie z przepisami Światowego Związku Pocztowego /UPU/, w listach nie wolno przesyłać materiałów łatwopalnych czyli np. zapałek. Zaproponowano mi alternatywę – konfiskata przesyłki, lub zgoda na usunięcie zapałek z książeczek. Z bólem serca wybrałem to drugie, chociaż żal mi było uszkodzenia kompletnych opakowań. Były też inne, późniejsze problemy. Analizując swoje wpisy wysyłanych listów odkryłem, że były takie okresy gdy nie dostawałem odpowiedzi na żaden wysłany list do nowego korespondenta. Miałem taki zwyczaj, że w wolnych chwilach, wysyłałem kilka listów do korespondentów, których adresy właśnie zdobyłem. I od nikogo z nich nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi. Tak było np. z listami z dnia 15.08.1964 r. /4listy/, z m-ca października 1964 r. /7 listów/, z 26.07.1965 r. /3 listy/, w okresie grudzień 1965 – styczeń 1966 /10 listów, czy z dnia 4.06.1967 r. /4 listy/. Ostatni taki przypadek na dużą skalę, wydarzył się w 1981 r., kiedy w okresie od stycznia do lipca, nie dostałem odpowiedzi na 15 wysłanych listów. Ciekawe w tych sytuacjach było to, że nie dotyczyły one listów wysyłanych do ZSRR i innych tzw. państw socjalistycznych. Przypadek? Byłoby naiwnością w to wierzyć. Zapewne gdzieś w archiwach odpowiednich służb, leżą te moje listy skonfiskowane w ramach utrudniania kontaktów z tzw. „wolnym światem”.
Moja korespondencja i wymiana z Igorem trwała przeszło 5 lat. Zakończyła się niestety z mojej winy. Zaabsorbowany sercowymi perypetiami z Aldoną Ostrowską odsunąłem na bok moje zainteresowanie kolekcjonerskie. Teraz widzę, że nie było warto. Może w tym czasie, zdobyłbym jakieś rewelacyjne etykiety? Mądry Polak po szkodzie.
W okresie lat 60-tych, udało mi się nawiązać korespondencję i wymianę z wieloma kolekcjonerami, głównie z ZSRR i państw socjalistycznych. Zgromadziłem w tej wymiany dużo etykiet i widokówek. Ale zadowalała mnie też sama korespondencja np. z SOFIJA BASZIST z Wołgogradu /dawniej Stalingradu/ w ZSRR. Jej listy urozmaicały mi pobyt na obozie wojskowym w Krośnie Odrzańskim. Przeszło dwuletnia korespondencja z H. BALAKRISHNANEM z Fort Coimbatore z Indii pozwoliła mi zapoczątkować, dużą na dzień dzisiejszy kolekcję z tego kraju. PAVEL PODLESAK z m. Pisek w Czechosłowacji, przysłał mi pierwsze etykiety czeskie i słowackie. Ciekawa była korespondencja z WASYLEM BUCHŁAU – nauczycielem filologiem ze Starej Budy na Białorusi /wtedy ZSRR/, który przysyłał mi radzieckie etykiety zapałczane, w zamian za polskie książki.
W tych latach, szczególnie obfity w długotrwałe kontakty był rok 1964 r. Nawiązałem w nim korespondencję i wymianę m. in z 16-letnim SUDHIREM CHANDER z Kalkuty w Indiach, z którym wymieniałem etykiety przez 11 lat. Bardzo ciekawą postacią był FLORENS FLORESCA z Naguilan na Filipinach. Nauczyciel, który swoje listy pisał tak pięknym pismem ręcznym, jakiego wcześniej ani też nigdy później nie spotkałem. Nie mówiąc o tym, że jego listy były zawsze ciekawe. Dostałem od niego sporo filipińskich etykiet, znaczków. Wiele z tych znaczków mam do dzisiaj, zachowanych z uwagi na ciekawą tematykę. Otrzymałem też od niego banknoty filipińskie z okresu okupacji japońskiej /wymienione na etykiety – teraz żałuję/ oraz kopertę z tego okresu, ze stemplem wojskowej cenzury japońskiej. Innymi ciekawymi kontaktami byli I.Y. AZAMI z Dakki /wtedy jeszcze we Wschodnim Pakistanie, dzisiaj Bangladesz/, LEO E. TUOMALA z Pohjois Haaga w Finlandii, któremu zawdzięczam pierwsze fińskie etykiety zachwycające swoją urodą, ANTHONY J. VIJAYKUMAR – zawodowy żołnierz z Homagama na Cejlonie /obecnie Sri Lanka/, STELLA MARIE ANTHONY z Taiping w Malezji – córka ministra, JAYANTHI BHAGWAN – Hinduski obywatel Republiki Południowej Afryki z Durbanu czy też ROY KING z Kanady, który przysyłał mi kanadyjskie etykiety książeczkowe – zaczątek mojego zbioru tego rodzaju etykiet.
W połowie lat 60-tych, źródłem zdobywania adresów, przestał już być „Radar” czyli dawna „Młodzież Świata”. W miarę rozwijania korespondencji, uzyskiwałem dostęp, do list adresowych publikowanych przez różne kluby kolekcjonerskie. Wszystko zaczęło się od „AMITY” biuletynu INTERNATIONAL PEN FRIEND SOCIETY z Tokio. Pierwszy numer, a właściwie tylko namiar na ten biuletyn, dostałem od kolegi z pracy – Zbyszka Woźnicy, z którym znałem się jeszcze ze studiów. Na marginesie – na początku lat 70-tych, wraz z żoną zostali dobrymi przyjaciółmi naszej rodziny. Wspólnie chodziliśmy na rajdy, jeździliśmy na wycieczki. Spędziliśmy też wiele przyjemnych chwil z okazji różnych uroczystości i świąt. I tak jest zresztą do dzisiaj.
Magazyn „AMITY” wydawano w języku angielskim, a częściowo w japońskim i esperanto. Zawierał obszerny dział adresowy a oprócz tego, wiele informacji m.in. z zakresu filumenistyki, praktycznych porad układania zbioru, wiadomości z różnych krajów. Przez wiele lat byłem członkiem IPFC – numer legitymacji Poland-171. Składkę, która wynosiła 3 dolary rocznie – w przeliczeniu klubowym było to 22,- do 24,- złotych, opłacałem w kompletnych seriach polskich, czynnych znaczków pocztowych, co wziąwszy pod uwagę ówczesne nominały, nie było trudne. Zbyt dużo kontaktów przy pomocy „AMITY” nie zdobyłem, ale nazwisko moje opublikowane w biuletynie, zaczęło krążyć wśród kolekcjonerów, i wkrótce całkiem niespodziewanie, znalazło się na listach adresowych.
Korespondencja z Indiami /H. BALAKRISHNAN, AMRUTAL, P. PARMAR, J.M.LADISLAS GOMEZ, BIPIN G.SHAH/ pozwoliła mi zaistnieć na listach adresowych AJANTA PER FRIENDS CLUB, VIBGYOR COVER CIRCUIT CLUB, INDIA COVER EXCHANGE CIRCUIT, SIGNET INTERNATIONAL STAMP EXCHANGE CLUB, INTERNATIONAL PENFRIEND LIST, INDIAN MATCH LABEL ASSOCIATION czy też INDIA FIRST DAY COVER CIRCUIT. A były to tylko te listy, o których wiedziałem. Jak można zorientować się po ich nazwach, większość z nich nie była związana z filumenistyką. To mnie nie zniechęcało, gdyż pozwalało na gromadzenie materiałów zamiennych /znaczki, widokówki, koperty pierwszego dnia obiegu, lalki, banknoty itp./, które potem wymieniałem na etykiety zapałczane.
Oczywiście oprócz tych list, były też inne: CLUB SUPER CIRCUITO z Włoch, MERILL’S BEST LIST z USA, PHILATELIC CHAIN z Filipin, MITO ze Szwecji, LIST FOR COLLECTORS /nawet nie wiem, kto był wydawcą, a otrzymałem tych list kilka/, THE BELGIAN COVER COLLECTOR’S CIRCUIT, JAPAN PHILATELIC CIRCUIT CLUB, THE BELGIUM HOBBY CLUB czy też CANADIAN PEN PAL CLUB.
Szczególną rolę w rozwoju mojej korespondencji w tych latach odegrał JAYIS MOTIRAM z Durbanu w Republice Południowej Afryki, który rozsyłał po świecie swoje listy adresowe JAYIS’S STAMP CIRCULAR, JAYIS’S PAL EXCHANGE CLUB i JAYIS’S AFRICAN CIRCULARS. Te listy krążyły po całym świecie, sam ich wiele rozesłałem. I chociaż nasza korespondencja była incydentalna, to listy pozwoliły mi nawiązać kontakty z wielu poważnymi kolekcjonerami, których nazwiska przewijają się na tych kartkach.
W połowie lat 60-tych z filumenistami, która pozwoliła mi na rozpoczęcie budowy ciekawych kolekcji. Oprócz filumenistów, o których wspomniałem powyżej, muszę wymienić kolegów z Czechosłowacji, z którymi wymiana zapoczątkowała mój zbiór etykiet Czech i Słowacji. Byli to KAREL PALKA z Pilzna – korespondencja trwała pięć i pół roku, JAN JAHELKA z Pragi – korespondencja trwała prawie trzy lata, ANTONIN OPATRNY z Rican k. Pragi – korespondencja trwała dwa lata. Wypada też wspomnieć o filumenistach ze Związku Radzieckiego, którzy w znaczący sposób uzupełnili moje zbiory etykiet ZSRR. Z tego okresu są to VALENTY MICHAJLOWSKI z Tallina /obecnie Estonia/, A.W.KURSIN i A.I.PILIN z Leningradu /obecnie St. Petersburg/ i E.BARAUSKAS z Kowna /obecnie Litwa/, z którymi korespondowałem w latach 1964-1966. z niektórymi krócej, z niektórymi dłużej, ale wymiana była owocna.
Zamykając wspomnienia z lat 60-tych, chciałbym bardzo mile wspomnieć, moich korespondentów z USA. Nie byli to co prawda filumeniści, ale otrzymałem od nich wiele ciekawych znaczków amerykańskich i kopert pierwszego dnia obiegu /FDC/, które posłużyły do wymiany na etykiety zapałczane, zwłaszcza z filumenistami radzieckimi. Wiele z tych znaczków i kopert mam jednakże do dzisiaj w moich zbiorach. Byli to ROBERT STAFFORD z Melbourne /Floryda/, TED ANDREWS z Pittsburga /Pensylwania/, a po jego śmierci jego córka LINDA ALVIS-PARADIS z Hermitage /Tennessee/ a później z Marlborough /Massachusetts/. Korespondencja z Lindą trwała 7 lat.
Końcówka lat 60-tych, była bardzo uboga w nawiązywaniu nowych kontaktów. Związane to było z zaangażowaniem w nowa pracę – najpierw instruktora a potem kierownika wydziału w aparacie Stronnictwa Demokratycznego. Powodowało to duże zaabsorbowanie czasowe – obsługa zebrań, zjazdów, wyjazdy na teren całego województwa itp. Często wracałem do domu po 22-ej i nie miałem już ochoty na żadną korespondencję. Od czasu do czasu zaglądałem do mojej kolekcji, ale przyznaje, że nie było już we mnie poprzedniego zaangażowania. Zerwałem wiele kontaktów i pozostało mi tylko kilku najciekawszych korespondentów. Również zawirowania emocjonalne zabierały mi wiele czasy, gdyż zamiast zajmować się kolekcją, zajmowałem się dziewczynami. W tym moją przyszłą żoną Małgorzatą.
Jednakże z chwilą powrotu w lutym 1970 r. do pracy w Biurze Inwestycji Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych, uzyskałem znowu sporo wolnego czasu i pomimo częstych wyjazdów w teren, starczyło go na zajęcie się korespondencją i filumenistyką. I zaczął się złoty okres mojego kolekcjonerstwa. Najlepsze kontakty korespondencyjne, najbogatsza wymiana, ciekawe zakupy i darowizny, przynależność do klubów filumenistycznych, otrzymywane katalogi i biuletyny, pierwsze moje artykuły w tych biuletynach, początek opracowywania zbiorów na kartach albumowych – wszystko to działo się w latach 70-tych. Również w życiu osobistym były to lata najlepsze. Może dlatego, że byłem młody? Ukończona aplikacja radcowska i początek pracy w tym zawodzie, studia podyplomowe, pierwsze wystąpienia przed Komisjami arbitrażowymi i sądowymi, dawały mi satysfakcję zawodową. Kolejne funkcje w Stronnictwie Demokratycznym i uzyskiwane odznaczenia, to satysfakcja z działalności społeczno-politycznej. Ale najwięcej radości dawała mi rodzina – ślub z Małgorzatą /7.08.1971 r./, urodziny Michała /4.03.1974 r./, urodziny Anny /7.03.1979 r./.
A jeszcze wspólne wakacje, wycieczki, rajdy! I lata 70-te były też chyba najlepsze pod względem finansowym. Pomimo, że później zarabiałem i wiele więcej, to w tych latach, stać było nas na wszystko, czego potrzebowaliśmy. Ale jakby powiedzieli moi czescy koledzy „To se ne vrati”!
A tych czeskich kolegów, miałem w latach 70-tych wielu. O to korespondencja właśnie z nimi sprawiła, że mogę się obecnie szczycić dużym zbiorem etykiet czeskich i słowackich – około 10.000 sztuk. Zaczęło się od VACLAVA MARTINKA z Velkich Opatovic, z którym korespondowałem w latach 1972-1975. Potem kolejno nawiązałem kontakty z inż. JIŘIM KREČIM z Dobruški /przeszło 12 lat korespondencji/, z JIŘIM HEJLEM z Pragi – nie był spokrewniony z Milanem /10 lat korespondencji/ i FLORIANEM TAKAČEM z Bratysławy /14 lat korespondencji/. Dziwnym trafem korespondencja z nimi urwała się w latach stanu wojennego lub też po jego zniesieniu, ale przed czerwcem 1989 r.
Jednakże w tym okresie największą grupę korespondentów, stanowili filumeniści ze Związku Radzieckiego. Może dlatego, że wysyłałem etykiety tzw. „zachodnie” a oni nie mieli możliwości wyjścia na te tereny. Zapewne wiele „zachodnich” ujrzeli pierwszy raz za moim pośrednictwem. A ja cieszyłem się z otrzymywanych od nich etykiet radzieckich i republik nadbałtyckich a zwłaszcza z „kosmosu” i zestawów upominkowych 16+1, które zacząłem w tym okresie intensywnie kolekcjonować. Najciekawszym z tych korespondentów był ELEAZAR M. BAJKOWICZ z Kirowa – korespondowałem z nim przeszło 15 lat. Był to wybitny filumenista, autor wielu katalogów etykiet radzieckich. Kolejni korespondenci to S. IGNATIEWA /4 lata korespondencji/, M. W. NAJDA z Osmino /prawie 15 lat korespondencji/, PAWEŁ MIJANKONOWICZ z Leningradu /obecnie St. Petersburg/ – 14 lat korespondencji, W. N. SZCZERBAN z Charkowa /6 lat korespondencji/, A. A. SZAPRAN z Piatigorska /2 lata korespondencji/. Oczywiście sporadycznie kontakty, po jednym lub kilka listów, miałem też z wieloma innymi filumenistami z różnych stron Związku Radzieckiego.
Korespondencja i wymiana z filumenistami z Czechosłowacji i Związku Radzieckiego, nie zaspakajała moich ambicji kolekcjonerskich i nawiązywałem kontakty z filumenistami z całego świata. Byli to m.in. JOAGUINO DE MESQUITA PIMENTEL z Porto w Portugalii /8 lat korespondencji/, MAY VIRTANEN z Helsinek – autor katalogów /prawie 2 lata korespondencji/, A. DESMEDT z Kortrijk w Belgii /4 lata korespondencji/, GYULA HORVATH z Budapesztu a potem z Mossonmogyovar /przeszło 9 lat korespondencji/, JOHN H.LUKER z Camerley w Wielkiej Brytanii – wydawca „VESTY” /9 lat korespondencji/, MICHAEL A. LEGG z Cranbrook w Wielkiej Brytanii – autor katalogu etykiet Francji /8 lat korespondencji/, THEO LEISNER z Kopenhagi /rok korespondencji/, REINHARD HAUPT z Wiesloh z RFN /7 lat korespondencji/. Z Reinhardem wymienialiśmy etykiety, ale w stanie wojennym po 1981 r. samorzutnie zaczął przysyłać dla mojej rodziny paczki z artykułami pierwszej potrzeby, których u nas nie można było kupić. Kolejni korespondenci to m.in. BRUNO GUERRIERI z Sesto Fiorentini we Włoszech /korespondencja trwała 4 lata/, DAEJUNG HONG z Seulu /prawie 5 lat korespondencji/, CO SPYKERMAN z Capetown w Republice Południowej Afryki /9 lat korespondencji/, EUGEN WENDLING z Zurychu /prawie 3 lata korespondencji/ – w zasadzie prawie wszystkie etykiety szwajcarskie, w moim zbiorze pochodzą od niego, THOMAS J. QUARANTA z Nowego Jorku /prawie 7 lat korespondencji i wymiany widokówek i obrazków religijnych/, YEN HAN HSIANG z Szanghaju /4 lata korespondencji/. Oczywiście wyliczam tylko tych korespondentów, z którymi wymiana trwała przez dłuższy czas. Byli jednak też korespondenci krótkotrwali i to z tak odległych krajów jak Australia, Bangladesz, Argentyna, Kanada, USA, Ghana i z wielu państw europejskich.
Lata 80-te mimo, iż wiele listów przychodziło ocenzurowanych, a nawet wręcz otwartych, nie wpłynęły negatywnie na moje kontakty filumenistyczne. Podtrzymywałem wiele kontaktów z lat 70-tych, ale nawiązałem też nowe, które dały mi dużo etykiet do moich zbiorów. Co ciekawe, w tych latach w zasadzie nie nawiązałem żadnych nowych kontaktów z filumenistami z Czechosłowacji i ZSRR. Chyba bali się korespondować z „solidarnościową” Polską. Z tych nowych kontaktów, kilka było wyjątkowo udanych np. JURGEN NOLTE z Tannroda w NRD /5 lat korespondencji/ – właściwie cały mój zbiór etykiet NRD, oraz katalog tych etykiet, otrzymałem od niego. Było też kilku filumenistów węgierskich: GEZA CHOVANECZ z Budapesztu /prawie 7 lat korespondencji/ i GABOR NARAY z Budapesztu /8 lat korespondencji/. Kilku Hiszpanów – DIEGO LUJAN GARCET z Cartageny /4 lata korespondencji/ i JOSE V. FERRAGUD z Walencji /6 lat korespondencji/. Otrzymywałem od nich w dużych ilościach, serie hiszpańskich całostek, które głównie służyły mi do wymiany. Udaną korespondencję i wymianę, prowadziłem z C. W. HU z Hong Kongu /3 lata/, który zasypywał mnie etykietami chińskimi, po kilkaset sztuk jednego wzoru, a nawet całymi arkuszami drukarskimi /w tym próbnymi/. Łącznie od niego otrzymałem około 16.500 etykiet. Inne ciekawe kontakty z tych lat to GILBERT TRUYAERT z Kortrijk w Belgii /prawie 7 lat korespondencji/, HARRY J. SHARP z Wokingham w Wielkiej Brytanii /przeszło 4 lata korespondencji/, JEAN MICHEL MANZONI z Annemasse we Francji /przeszło 4 lata korespondencji/, ARTO KOPONEN z Helsinek /5 lat korespondencji/ i RUTH OLSEN z Hǿrning w Danii /przeszło 4 lata korespondencji/.
I potem w grudniu 1988 r. wysłałem do wielu z nich listy /w sumie pięć/, na które już nie otrzymałem odpowiedzi. Dziwne!! Czyżby maczały w tym łapy właściwe służby? Byłem wtedy v-ce przewodniczącym Miejskiego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego w Poznaniu, członkiem Wojewódzkiego Komitetu SD, Członkiem Centralnego Zespołu Prelegentów przy Centralnym Komitecie SD oraz przewodniczącym Klubu Radnych SD w Miejskiej Radzie Narodowej w Poznaniu. Prawdopodobnie, znajdowałem się więc w zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa, która w ten sposób mogła „podziękować’ za nie zawsze przemyślane wypowiedzi. Ale to tylko przypuszczenia. Dziwnym jest jednak fakt, że urwała się cała korespondencja nie tylko z jednym czy drugim korespondentem. I tak zostałem zniechęcony i przez prawie 7 lat nie prowadziłem żadnej korespondencji mimo, że zmienił się ustrój.
Dopiero w listopadzie 1995 r. korzystając ze spisu członków BRITISH MATCHBOX LABEL AND BOOKLET SOCIETY, nawiązałem kilka kontaktów, z których byłem a czasem jestem nadal zadowolony. Byli to m. in. HARRY A. D. VAN BAAL z Bredy w Holandii /korespondencja trwa już przeszło 15 lat/, RICHARD WHITE z Mayfield w Wielkiej Brytanii /korespondencja też już trwa przeszło 15 lat/, JOHN SUMMERS z Grampound w Wielkiej Brytanii /korespondencja trwała 2 lata, a od chwili jego wypadku samochodowego, wymieniamy się życzeniami świątecznymi/, JOHN H. LOONEY z Olster Bay w Australii /korespondencja trwała przeszło 8 lat/, którego przesyłki pozwoliły mi zapoczątkować kolekcję etykiet tego kraju, ALEKSIEJ TRWANIKOW z Sankt Petersburga /korespondencja trwała przeszło 7 lat/ JOHN FENECH z Kappara na Malcie, z którym wznowiłem korespondencję w 2004 r. i prowadziliśmy wymianę prawie 2 lata, aż do jego śmierci. Przysyłał mi dużą ilość etykiet prywatnych, które produkował w ogromnej ilości. Traktowałem to jako ciekawostkę. Ale katalogi etykiet Malty jego autorstwa, które mi przysyłał, służą mi dobrze.
I ostatni korespondent na dzień pisania tych wspomnień, ROY RODRIGUES z Lizbony, który potem przeniósł się do Funchal na Maderze. Korespondencja z nim , trwała przesło 7 lat, aż do jego śmierci 26.07.2007 r. Większość mojego zbioru etykiet Portugalii, pochodzi od niego, jak również katalog, który pozwolił mi usystematyzować zbiór etykiet tego kraju.
Przez cały okres swojej aktywności korespondencyjnej, nawiązałem kontakty wymienne z 348 zagranicznymi korespondentami z 61 państw – często egzotycznych, takich jak Malezja, Zanzibar /jeszcze przed powstaniem Tanzanii/, Sudan, Costa Rica, Zimbabwe, Nowa Gwinea itd. Oczywiście najwięcej kontaktów nawiązałem z kolekcjonerami z Europy. Oprócz Albanii, Grecji, Bułgarii i Norwegii, miałem kontakty z kolekcjonerami wszystkich pozostałych państw europejskich. Najwięcej kontaktów miałem z filumenistami z ZSRR, bo aż 33 w różnych okresach. Miała na to wpływ łatwość korespondencji – język, traktowanie przez Rosjan naszego kraju, jako okna na świat, a także ogrom rynku – kilkadziesiąt fabryk zapałek. Dużo kontaktów nawiązałem z filumenistami z państw, w których filumenistyka miała długie tradycje, a ruch kolekcjonerski był szeroki i ożywiony. Dlatego np. miałem /znowu zastrzeżenie, że w różnych okresach/, 21 korespondentów w Wielkiej Brytanii, 28 w Czechosłowacji, czy też 20 w Belgii. Ale oczywiście nie ilość świadczyła o jakości wymiany. Czasami jeden korespondent z danego państwa przysyłał mi duże ilości etykiet i to ciekawych, a inny tylko kilka i to popularnych.
Wśród moich korespondentów, miałem też i tych, którzy zaliczali się do światowej elity filumenistów. Krótki kontakt miałem z FRANKIEM J. MRAZIKIEM z Kanady, posiadaczem prawdopodobnie największego zbioru polskich etykiet z XIX w. i początków XX w. Kontakt był krótkotrwały, bo nie posiadałem materiału do wymiany. I do dzisiaj w swoich zbiorach, nie mam polskich klasyków. O wiele lepiej układała się wymiana z JOHNEM E. LUKEREM, wybitnym działaczem BRITISH MATCHBOX LABEL AND BOOKLET SOCIETY /przez pewien czas Prezydentem tego Stowarzyszenia/ i wydawcą miesięcznika filumenistycznego „VESTA” czy też RODNEYEM HODGESEM również wybitnym działaczem – wieloletnim członkiem władz BML & BS, autorem ważnego dla mnie opracowania „The Story of Space”. W latach 1998-2005, korespondowałem z ALEKSIEJEM TRAWNIKOWEM – prezesem Sekcji Filumenistów Stowarzyszenia Kolekcjonerów w St. Petersburgu. Ciekawe były kontakty, z autorami katalogów filumenistycznych MAY VITRANEN z Finlandii, Ing. MILANEM HEJLEM z Czechosłowacji, ELEAZAREM M. BAJKOWICZEM z ZSRR, których dedykacje na ofiarowanych mi katalogach, bardzo sobie cenię, czy też z JOHENM FENECHEM z Malty i GABOREM NARAYEM z Węgier.
Ze szczególną przyjemnością, muszę wymienić tych filumenistów, z którymi korespondencja i wymiana była wyjątkowo sympatyczna. Należał do nich bez wątpienia JOSE DE ESQUITA PIMENTEL z Portugalii, z którym korespondencję nawiązałem w styczniu 1971 r. i przez osiem lat wymieniliśmy wiele etykiet. Adres jego znalazłem w biuletynie „HOBBY POST”, wydanym przez INTERNATIONAL PHILLUMENY AND HOBBY CLUB w Gent w Belgii, wraz z informacją, że organizuje on międzynarodową wystawę filumenistyczną w Matosinhos w Portugalii. Napisałem do niego z prośbą o prospekt i katalog wystawy. Wysłałem pamiątkowy arkusik Muzeum Filumenistycznego w Bystrzycy Kłodzkiej. Po upływie około miesiąca, otrzymałem odpowiedź, za załączonymi materiałami, dotyczącymi wystawy ‘EXFIMA-71” i zapowiedzią dalszych interesujących mnie materiałów. Ja wysłałem do niego polskie i radzieckie etykiety, biuletyn „WIADOMOŚCI FILUMENISTYCZNE” i polski katalogi etykiet. W zamian otrzymywałem portugalskie etykiety i etykiety książeczkowe oraz materiały w wystaw filumenistycznych. Jose pomógł mi też nawiązać kontakt z redakcją biuletynu „FILUMENISMO”, oraz ułatwił uzyskanie członkostwa w ASSOCIACAO PORTUGUESA DE FILUMENISMO. Po portugalskiej „rewolucji goździków”, kontakt się rozluźnił a w końcu zupełnie ustał. Inżynier JIŘI KREJČI z Dobrudzki, był przez wiele lat moim najlepszym partnerem do wymiany z Czechosłowacji. Można nawet powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się korespondencyjnie, co zostało potwierdzone, osobistym spotkaniem w Poznaniu. Jiři wraz z żoną odwiedził mnie, korzystając z wycieczki na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Był oficerem, który musiał opuścić armię po wypadkach 1968 r. W nawiązaniu kontaktu, pomógł nam znów belgijski biuletyn „HOBBY POST”, w którym Jiři znalazł mój adres. Jego pierwszy list /po rosyjsku!/, ze stycznia 1974 r. zapoczątkował korespondencję, która trwała przeszło 12 lat. Wysyłałem polskie etykiety zapałczane wszystkich typów, polskie katalogi etykiet, nasz biuletyn „WIADOMOŚCI FILUMENISTYCZNE”, różne etykiety typu „three” czyli trójki, a otrzymywałem czeskie i słowackie etykiety, biuletyny, katalogi i radzieckie etykiety do tematu „kosmos”. Jiři podarował mi też słownik polsko-czeski i czesko-polski, abyśmy mogli prowadzić korespondencję w swoich ojczystych językach. Korespondencja urwała się z mojej winy w okresie stanu wojennego, gdyż dużo czasu poświęcałem działalności politycznej i społecznej. Do dzisiaj uważam, że była to korespondencja i wymiana nie tylko bardzo ciekawa i pożyteczna, ale i przyjacielska.
Kolejnym korespondentem, którego adres znalazłam w „HOBBY POST”, była pani CO SPYKERMAN z Capetown w Republice Południowej Afryki. Piszę „CO”, ponieważ przez 9-letni okres naszej korespondencji, nie ustaliłem jej imienia. Przypuszczam, że skrót „CO” jest od imienia „Kornelia”. Gdy rozpoczynaliśmy korespondencję w styczniu 1977 r. miała 69 lat i od czterdziestu lat mieszkała wraz z rodziną w RPA, po emigracji z Holandii. Posiadała kolekcję ok. 90.000 etykiet z całego świata w tym około 1400 z Polski. Moimi przesyłkami bardzo wzbogaciłem jej zbiór etykiet polskich, a mój zbiór etykiet RPA powstał od zera. Wysyłałem do niej nie tylko polskie etykiety i katalogi, ale również etykiety upominkowe ZSRR i Węgier a ponadto znaczki pocztowe, widokówki i zakładki do książek. Zbierała znaczki pocztowe do tematu „czerwony krzyż” – w miarę możliwości, pomagałem go uzupełniać. Już na początku naszej znajomości, otrzymałem od niej katalog etykiet RPA, który do tej chwili, jest chyba jedynym egzemplarzem w naszym kraju. Otrzymywałem etykiety, całostki i książeczki z RPA, ale też z wielu innych państw świata. Oprócz tego otrzymywałem znaczki pocztowe, które do dzisiaj są w moim zbiorze i przepiękne widokówki z RPA, w tym z fauną, które stanowiły zaczątek kolekcji widokówek ze zwierzętami. Korespondencja urwała się w pechowym roku 1986 – w tym roku zakończyłem wiele korespondencyjnych znajomości. Dzisiaj tego żałuję. Ta korespondencja zaszczepiła we mnie miłość do Kapsztadu, Gór Stołowych i wspaniałego klimatu wybrzeża Południowej Afryki. Niestety tylko platoniczną.
Do dzisiaj trwa moja korespondencja z HARRYM VAN BAALEM z Bredy w Holandii. Adres uzyskałem z „MEMBERSHIP LIST” wydawanej co dwa lata przez BRITISH MATCHBOX LABEL AND BOOKLET SOCIETY. Od wielu lat byłem już członkiem tego Towarzystwa i właśnie 1995 r. napisałem do Harrego. Szybko odpowiedział i stał się jednym z moich najlepszych korespondentów. Moje zbiory etykiet Holandii, Belgii i brytyjskiego importu to w 75% jego zasługa. Oprócz tego przysłał mi wiele katalogów /odbitki kserograficzne/ i kart albumowych do etykiet belgijskich. Bez nadesłanych katalogów, nie miałem zupełnie rozeznania w bogactwie serii etykiet Holandii, które jeszcze stale uzupełniam. I nie mógłbym stworzyć kolekcji etykiet importowanych do Wielkiej Brytanii, która jest jedną z moich ulubionych. Szacuję, że przez te 16 lat, otrzymałem od Harrego przeszło 10.000 etykiet i całostek. Ja wysyłałem etykiety polskie, wszelkich typów, radzieckie i węgierskie serie upominkowe, polskie przedwojenne pudełka zapałczane, katalogi, ciekawostki filumenistyczne. W trakcie pobytu w Holandii w 2002 r. byłem również w Bredzie, ale w rozmowie telefonicznej, przekazaliśmy sobie tylko pozdrowienia. Miał remont mieszkania i nie mogliśmy się spotkać. Wiele razy zapraszałem go do odwiedzin, ale zawsze kończyło się to niczym. Z pewnych okoliczności wnioskuję, że był pracownikiem policji lub innej pokrewnej służby, zastrzeżony numer telefonu, ustalony dopiero przez naszego przyjaciela Loeka, zresztą również policjanta. Zazdroszczę mu corocznych wyjazdów z żoną w różne strony świata, z których przysyła mi widokówki. Chciałbym utrzymać tę znajomości jak najdłużej.
Do wręcz humorystycznych, należały kontakty z „filumenistami” z Nigerii. Piszę to słowo w cudzysłowie, bo chyba nie mieli oni pojęcia, co się kryje za tą nazwą. Zdobyłem w latach 70-tych, kilka adresów kolekcjonerów z Nigerii, którzy zgodnie z ogłoszeniami deklarowali, że zbierają etykiety, znaczki pocztowe, widokówki. Pisałem wstępny list, dołączając trochę polskich etykiet i z reguły przychodziła odpowiedź „przyślij mi jeansy, adidasy, a ja prześlę sztabki złota”. Paranoja!! Po pierwszym takim liście pisałem odpowiedź, ze stosownymi wyjaśnieniami i znowu załączałem kilka etykiet. Przychodziła odpowiedź, a jakże: „przyślij mi jeansy i adidasy a ja przyślę sztabki złota”. Po kilku takich próbach kontaktów z różnymi Nigeryjczykami, których listy zawierały właśnie taką treść, postanowiłem omijać ten kraj w mojej korespondencji. Po wielu latach, głośno stało się o przestępstwach finansowych za pomocą internetu, których dokonywali obywatele Nigerii. Może na szerokie wody wypłynęli ci, z którymi próbowałem korespondować.
Na zakończenie tej długiej, jakże niekompletnej wymieniani moich korespondentów, muszę wspomnieć też o kolegach z Polski. Niestety te kontakty były tylko sporadyczne /może i moja w tym wina/, na co nakładało się wiele przyczyn. Słabość ruchu filumenistycznego w Polsce, prowadziła do tego, że w czasie największego rozkwitu tj. w latach 60-tych, było nas tylko kilkudziesięciu. Większość zbierała etykiety polskie, chronologicznie – jak leci. Kilku najwybitniejszych – polskie klasyki lub tematy, które mi nie odpowiadały. Sam ruch filumenistyczny, nie mógł się przebić w ustroju, w którym władza musiała nad wszystkim mieć kontrolę i wszystkim kierować. Arbitralnie dołączono filumenistów do filatelistów, pozbawiając nas samodzielności. Dlatego też moje kontakty z polskimi filumenistami, były ograniczone i krótkotrwałe. Dzisiaj mogę wspomnieć tylko kilku korespondentów: LESZEK KARCZEWSKI z Polic, inż. WIESŁAW DYJAK z Olsztyna /zresztą już nie żyje/, który zbierał tematy „słoń” i „piwo”, ale głównie interesowały go karty telefoniczne, inż. ZBIGNIEW TUROWICZ z Warszawy. Dłuższy kontakt miałem ze STANISŁAWEM CHANKIEM z Czechowic-Dziedzic, który zaopatrywał mnie po przystępnych cenach w polskie etykiety obiegowe w większych ilościach, gdyż miał dostęp do źródła /drukarnia w Bielsku-Białej, fabryka zapałek w Czechowicach. Kontakt z BOLESŁAWEM ROSKWITALSKIM z Nowej Soli mam od wielu lat, wymiana jest sporadyczna i nie przynosi mi szczególnej satysfakcji. I jeszcze KAZIMIERZ WIDUCH z Czechowic-Dziedzic, z którym miałem kontakt w latach 60-tych, a później nastąpiła bardzo długa przerwa. Odezwał się do mnie dopiero w marcu 2004 r. o od tego czasu utrzymujemy stosunkowo regularną wymianę. Otrzymuję całostki fabryki w Czechowicach, za różne etykiety i całostki z całego świata. Otrzymuje też katalogi polskich całostek, których p. Kazimierz jest autorem. Należy on do grupy filumenistów Podbeskidzia, która obecnie jest chyba jedyną czynną grupą filumenistów w Polsce. Wydają katalogi, pamiątkowe etykiety, foldery i organizują cykliczne wystawy. Szkoda, że jest do nich tak daleko.
I tak właściwie te wspomnienia mogłyby stać się odnotowywaniem kontaktów, a więc w sumie nudne. Nie o to mi przecież chodzi. Powinienem jeszcze napisać o wielu kolekcjonerach, ale trudno jest dokonać wyboru. Dlatego kończę tę część wspomnień, pozostawiając resztę informacji w zbiorze listów od korespondentów i w brudnopisach mojej korespondencji.