Wspomniałem już, że część etykiet przechowuje w klaserach, których aktualnie mam 33 różnej wielkości i pochodzenia. Większość kupiłem sam, niektóre wraz z etykietami z jeden dostałem od E. TANGE – filumenisty z Holandii, który likwidował swój zbiór. Oprócz etykiet uzupełniających zbiory zgromadzone na kartach, przechowuje w klaserach, ciekawe serie i etykiety pojedyncze, nie objęte moimi podstawowymi zainteresowaniami.
I tak w trzech klaserach, przechowuje etykiety portugalskie z fabryki w Porto, Espinho i Lizbonie, a także etykiety starych fabryk portugalskich i etykiety kolonii Portugalii – w sumie około 1000 etykiet. Drugie tyle etykiet portugalskich, przechowuję w pojemnikach, ułożone według fabryk i numerów katalogowych. Najładniejsze to kilkanaście serii /w różnych kolorach/ z fauną – ssaki i ptaki, seria 24 etykiet ze strojami ludowymi różnych prowincji Portugalii, seria z talią kart i wiele innych. W zasadzie cały ten zbiór powstał z wymiany z JOAQINO DE MESQUITA PIMENTELEM z Porto i ROYEM RODRIGUESEM z Lizbony, który na emeryturze przeniósł się na Maderę i niestety zmarł przed kilku laty.
W klaserze, mam też etykiety Australii, z wymiany głównie z JOHNEM H. LOONEYEM z Olster Bay. Są to etykiety z wszystkich fabryk australijskich, a także etykiety wydawane dla Papui-Nowej Gwinei i Melanezji. Razem z tymi, które przechowuję w pojemniku, posiadam, przeszło 60% serii z lat 1956-1980 i ciągle je uzupełniam. Wśród etykiet australijskich, mogę wyróżnić serię „Mythology” – 64 etykiety z postaciami mitologicznych bóstw. Niestety do kompletu brakuje mi jednej etykiety i jakoś nie mogę jej zdobyć. W komplecie mam m.in. takie ciekawe serie, jak np. „Fauna Australii – 64 etykiety”, „Wielcy odkrywcy” – 48 etykiet, czy też „Podróże kapitana Cooka” – 42 etykiety i wiele, wiele innych. Etykiety australijskie, otrzymywałem też od kolegów z innych krajów, bo wśród filumenistów, uważane są one za ciekawy materiał wymienny.
Etykiety niemieckie, zwłaszcza serie, przechowuję w kolejnym klaserze. To co się nie zmieściło do klasera, znajduje się w pojemniku. Dotyczy to zwłaszcza setek etykiet reklamowych, ale nie tylko. Wśród tych w klaserze, najciekawsze są serie „Żaglowce” – 55 etykiet i „Fliegenden Worte” tj. „ulotne słowa” a w zasadzie bliższe prawdy będzie „słynne powiedzenia”. Jest tych etykiet 64, a wśród nich etykieta ze słowami przypisywanymi Tadeuszowi Kościuszce, które miał rzekomo wypowiedzieć, gdy ranny w bitwie pod Maciejowicami /10.10.1794 r./ dostał się do niewoli rosyjskiej. Słowa te to „Finis Poloniae!”. Jest to prawdopodobnie wymysł pruskiego dziennikarza, przebywającego w tym czasie w Warszawie. Po pierwsze Kościuszko był żarliwym patriotą i nigdy nie wypowiedziałby takich słów /vide – umizgi Napoleona do Kościuszki i jego odmowa współpracy/. Po drugie, do niewoli brali go Kozacy i żołnierze piechoty. Trudno przypuszczać, aby rosyjski „mużyk”, nawet jeśli umiał czytać i pisać, a w to wątpię, znał łacinę! Ale powstał „polonik” na etykiecie i poszedł wśród filumenistów. Zresztą seria ta zawiera drugi „polonik”. Jest to etykieta z pierwszym wersem naszego hymnu, w wersji niemieckojęzycznej. Najładniejszą dla mnie serią Niemiec, jest seria a właściwie dwie serie, po 8 etykiet „Schőnheitengalerie Kőnig Ludwik I”. Przedstawia ona obrazy z ówczesnymi pięknościami, zgromadzone w Monachium, przez tego króla Bawarii.
W sumie etykiet niemieckich, mam przeszło 2.500, a głównie pochodzą one z wymiany z REINHARDEM HAUPTEM z Wieloch i UDO KRAUSCHATEM z Konstanz, oraz kilkoma innymi filumenistami, z którymi kontakt szybko się urywał.
Etykiety Finlandii, otrzymywałem głównie od MAY VIRTANEN z Helsinek, LEO E.TUOMALI z Pohjois Haaga i ARTO KOPONENA z Helsinek. W klaserze i w pojemniku, mam przeszło 1000 etykiet fińskich, ale w początkowym okresie zainteresowania filumenistyką, prawie tyle samo użyłem jako materiał wymienny, wysyłając je głównie do ZSRR i Czechosłowacji. Teraz bardzo tego żałuję, ale to się już nie odstanie. W klaserze mam m.in. kilkanaście serii reklamujących filmy, wyświetlane w latach 60-tych w Finlandii – niestety nie wszystkie są kompletne. Ale wiele innych jest kompletnych np. „Statki” – 15 etykiet czy „Zabytki” – 25 etykiet. Posiadam też wiele pojedynczych etykiet eksportu i starych wydań do użytku na rynku krajowym. Najciekawsza jest chyba ta ze sloganem wojennym, nakazującym milczenie a przedstawiającym kobiecą twarz /co na to feministki!!!/ z ustami zamkniętymi kłódką.
W jednym z mniejszych klaserów, przechowuje etykiety Japonii. Chyba najlepsze graficznie w swojej prostocie rysunków i napisów. Nigdy nie udało mi się, zdobyć ciekawego kontaktu z Japonia pomimo, że byłem członkiem klubu kolekcjonerów w Tokio. Kontakty urywały się po 1-2 listach, a to dawało najwyżej kilka etykiet. Trochę dłużej trwała wymiana z KAZAUCHIKO NAGANO z Chiba, ale też zbyt dużo etykiet od niej nie otrzymałem. Tak więc pozostawało ciułanie po kilka sztuk, a czasem tylko jednej, w wymianie z innymi kolekcjonerami. Mam kilka ciekawych serii – o niektórych już pisałem przy innej okazji. W klaserze, mam w zasadzie etykiety exportowe, oraz trochę starych na rynek krajowy. W sumie około 300-400 sztuk. W tym przepiękna seria z kwiatami 12 etykiet o wyrafinowanym rysunku, którego lekkość odczuwa się wręcz fizycznie.
W jednym z klaserów, znajdują się etykiety austriackie. Są to głównie pojedyncze etykiety exportowe, ale jest też kilka serii z widokami, strojami ludowymi, kwiatami itp. Nie są to w zasadzie jakieś ciekawostki, ale najciekawsze etykiety Austrii, mam w zbiorze importu do Wielkiej Brytanii. Miałem tylko jeden kontakt wymienny z Austrią, ale trwał krótko i w zasadzie nic z niego nie uzyskałem.
Zupełnie inaczej przedstawiła się wymiana z EUGENEM WENDLINGIEM z Zurychu, KTÓRY WPROST ZASYPYWAŁ MNIE SERIAMI ETYKIET Szwajcarii. A że Szwajcaria jest trójjęzyczna, to większość serii była potrojona, każda w innym języku. W zasadzie cały mój zbiór pochodzi od Eugena i oprócz klasera, zajmuje także miejsce w pojemniku. Klaser ten, ma zresztą swoją historię, o czym pisałem powyżej. Właściwie każda ze szwajcarskich serii jest ciekawa, bez względu na temat, któremu jest poświęcona. Wyróżniam jednakże serię 22 etykiet, plus etykieta kostkowa, przedstawiających damskie i męskie nakrycia głowy z różnych stron Szwajcarii. Mam też w klaserze, wiele etykiet pojedynczych, w tym i stare. I wszystko w zasadzie zawdzięczam Eugenowi, który nie żyje już prawie 30 lat.
Kontakt z RUTH OLSEN z Hørning i wcześniejsza korespondencja z THEO LEISNEREM z Kopenhagi, pozwoliły mi na zebranie całkiem sporej kolekcji etykiet i całostek z tego kraju. Część z nich mam umieszczoną na kartach, ale większość przechowuje w klaserze. Dania wydawała ciekawe, krótkie /3-5 sztuk/ serie etykiet, na różne tematy np. statki żaglowe, widoki itp. Wydawała też dłuższe serie np. architektura /12 etykiet/, czy waluty świata /10 etykiet/ z ciekawym, krótkim omówieniem historii danej waluty, flagą narodową i międzynarodowym skrótem nazwy. Etykiety duńskie, zarówno serie jak i etykiety pojedyncze, są bardzo ciekawe graficznie i cechują się wielobarwnością. W swoim zbiorze, posiadam też trochę starych etykiet duńskich z lat 20-tych i 30-tych. Ciekawe z uwagi na swoje przeznaczenie są etykiety z pudełek produkowanych specjalnie dla Grenlandii.
Kolejny klaser, zawiera etykiety poza europejskie. Nie jest ich dużo i są to w zasadzie etykiety pojedyncze. No może z wyjątkiem dwóch serii południowo-afrykańskich z kwiatami i serii składającej się z 30 etykiet z florą i zabytkami RPA. Zresztą w tym zbiorze, najwięcej jest właśnie etykiet RPA, do czego przyczyniła się CO SPYKERMAN z Capetown, ale też w jakiejś mierze MARC FEITELBERG z Capetown i JAYABTHI BHAGWAN z Durbanu. Nie była to wymiana obfita, ale posiadam kilkadziesiąt etykiet RPA i wiele do wymiany. Najwięcej mam odmian etykiet z sylwetką lwa wydawanych przez „The Lion Match Co.Ltd”, w tym i wydane w Rodezji /obecnie Zambia/. Posiadam też kilka odmian etykiety „Springbok”. Etykiety południowo-afrykańskie cechują się dwujęzycznymi napisami – po angielsku i po bursku. Najstarsze etykiety mam z lat 30-tych, co biorąc pod uwagę mała produkcję zapałek w ówczesnym Związku Południowej Afryki i odległość, jaką musiały przebyć etykiety, aby trafić do mojego zbioru, można uważać za pewien sukces.
Jeszcze dłuższą drogę przebyły, aby trafić do mojego zbioru, etykiety z Peru, Salwadoru, Malezji, Fiji, Birmy /obezna nazwa Myanmar/, Tajlandii, Cejlonu czy też Indonezji. Ze wszystkich tych państw mam etykiety pojedyncze lub po kilka sztuk. Z Argentyny, Brazylii, Filipin, Trynidadu, Gujany Brytyjskiej /obecnie bez określenia „brytyjska”/ mam po kilkanaście lub kilkadziesiąt etykiet. Traktuje je jako ciekawostki i nigdy nie dokładałem większych starań, aby powiększyć ich ilość w zbiorze.
W odrębnym klaserze, przechowuje dosyć dużą ilość etykiet, których pochodzenia nie mogę zidentyfikować. Są to przeważnie etykiety o jednolitym wzorze dla kilku producentów z różnych państw względnie tylko z rysunkiem i „neutralnymi napisami’ typu „Prik” lub też „Petite Bure” itp. albo nawet tylko z samym rysunkiem bez żadnego napisu. Czasami w drodze eliminacji lub dedukcji trafiam na właściwy ślad i mogę taką etykietę przenieść w jej właściwe miejsce. Jednakże bez katalogów nie zawsze jest to możliwe.
W tym klaserze mam np. 4 etykiety z widokami i napisem „Serie Altona” i 1 z napisem „Serie Wandsbek”. Graficznie moim zdaniem stanowią jedność, ale nie mam pewności, czy są to etykiety zapałczane. Trudno mi nawet dzisiaj ustalić, w jaki sposób do mnie trafiły. I nikt z kolegów, do których reprinty tych etykiet wysłałem, nie mógł mi udzielić żadnej pomocy. Każdy widok jest opisany w języku niemieckim. Ustaliłem, że zarówno Altona, jak i Wandsbek to miasta w pobliżu Hamburga. Altona jest chyba obecnie nawet dzielnicą Hamburga. Etykiety wyglądają na stare – na ulicach nie ma samochodów. Są ładnie wykonane, w ciepłych kolorach. Czy są to etykiety zapałczane? I takich problemów identyfikacyjnych mam przeszło 150.
I wreszcie w klaserach przechowuję etykiety stanowiące różnego rodzaju ciekawostki z uwagi na ich temat, wieki, pochodzenie itp. Są to np.; radzieckie etykiety z okresu II Wojny Światowej, stare etykiety radzieckie zarówno krajowe jak i na eksport. Nie jest tego dużo, ale stanowią cenny materiał informacyjny.
Mam też etykiety gruzińskie z czasów ZSRR, które charakteryzują się tym, że prawie każdy wzór wydawany był w dwóch wykonaniach – jedna etykieta z napisami gruzińskimi, druga z rosyjskimi. Wracając do etykiet radzieckich i późniejszych rosyjskich, to zebrałem przeszło 20 etykiet, których głównym motywem jest logo fabryki.
Do ciekawostek z uwagi na temat zaliczam też etykiety zagraniczne z polskimi napisami, albo reklamującymi polskie produkty. Najwięcej jest etykiet książeczkowych z reklamą „Best Bacon from Poland”. Są też etykiety reklamujące polskie instytucje na obczyźnie np.; etykieta austriacka wydana dla Bouldens Match Company reklamująca Polskie Stowarzyszenie Katolickie w Gwidon w Wielkiej Brytanii. Nigdy specjalnie nie zajmowałem się „polonikami”, dlatego te, które mam w klaserze traktuję tylko jako przykład tematu.
W klaserach przechowuję też etykiety z tematu „royalty”, co trudno przetłumaczyć na język polski, bo słowo to ma wiele polskich znaczeń. Najbliższym prawdy, będzie określenie „członkowie rodziny królewskiej”. Mam wiele serii i etykiet pojedynczych z członkami rodzin królewskich Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii. Najciekawsze w tym zbiorku są etykiety wydane z okazji złotego jubileuszu królowej Wiktorii oraz koronacji króla Jerzego VI 1937 r. i królowej Elżbiety II w 1953 r. Oczywiście nie obyło się bez etykiet poświęconych małżeństwu księcia Karola z Dianą Spencer. Innym tematem są „sławni ludzie” – naukowcy, artyści, politycy, sportowcy czy też wojskowi. Wśród tych ostatnich wyróżnia się etykieta węgierska z Józefem Bemem.
Odrębny dział to etykiety i całostki lub etykiety książeczkowe, reklamujące filumenistykę, jako dziedzinę kolekcjonerstwa. Dużo tu wydań z okazji imprez filumenistycznych – zjazdy, konwencje, wystawy. Są etykiety i całostki reklamujące muzea filumenistyczne a nawet poszczególnych kolekcjonerów, w tym i takich, z którymi w różnych okresach utrzymywałem kontakty np.; JOSE VENTURA GARCIA z Hiszpanii, C. W. HU z Hong Kongu, RICHARD WHITE z Wielkiej Brytanii czy JOHN FENECH z Malty.
Jeden z klaserów zajmują etykiety „bliźniaki” tj; etykiety o tym samym wzorze, wydawane w różnych państwach, lub też stanowiące odmiany podstawowego wzoru. Są to np.; etykiety „Marabut” wydane w 8 państwach w kilkunastu odmianach. Udało mi się zebrać prawie 80% tych etykiet. Inne przykłady to „The Palmtree”, „Little Boy Blue”, „Camp”, „Wigwam”, „Meteor” czy francuskie „Alumettes de Surete” produkowane we Francji i w przeszło 10 innych państwach.
Podstawowa część etykiet nie wchodzących w skład konkretnych zbiorów, a także część omówionych już powyżej oraz wszystkie etykiety stanowiące materiał wymienny, przechowuję w różnego rodzaju pojemnikach. Aktualnie takich „schowań” mam przeszło 60. W pojemnikach mam np. cały zbiór etykiet węgierskich, zarówno małych jak i gabinetowych, wydanych w latach 1945-1967. Mam prawie 90% wszystkich wydanych etykiet, jeżeli nie brać pod uwagę odmian kolorów. W tym okresie Węgrzy przeskoczyli nawet ZSRR. Ale tych odmian kolorów, też mam sporo. Posiadam też dużą ilość węgierskich etykiet eksportowych. Cały zbiór Węgier ułożony jest w pojemniku, zgodnie z numeracją katalogową, a do jego powstania przyczynił się w głównej mierze GYULA HORVATH z Budapesztu, który po skończeniu studiów medycznych, pracował w Mosonmagyaróvár nad granicą austriacką. Podczas pobytu w 1974 r. w Budapeszcie, miałem przyjemność spędzić miły wieczór w domu jego rodziców na przedmieściach Budapesztu. Wróciłem obdarowany wieloma węgierskimi ciekawostkami filumenistycznymi. Swój wkład w rozwój tego zbioru mieli też GEZA CHOVANECZ z Budapesztu, GABOR VINCZE z Zirc czy wspomniany już GABOR NARAY z Budapesztu.
W pojemniku przechowuję też m.in. prywatne etykiety zapałczane z Malty, namiętnie produkowane dla celów kolekcjonerskich przez JOHNA FENECHA z Kapara. Ten nieżyjący już filumenista, przy użyciu techniki linorytu, produkował etykiety z różnych okazji np.; swoich kolejnych urodzin. Ale nie tylko – „świętował” też wielkie wydarzenia europejskie i światowe. Dla mnie nie są to etykiety zapałczane w dosłownym rozumieniu, ale stanowią pewną ciekawostkę, więc trzymam je w zbiorze.
I wreszcie, pojemniki stanowią „mieszkanie” moich zbiorów całostek zarówno krajowych /o czym już wspominałem/, jak i zagranicznych oraz zagranicznych etykiet książeczkowych. Zgromadzone w jednym z dużych pojemników całostki, ułożone są alfabetycznie według krajów pochodzenia. Są tu i takie ciekawostki, jak całostki z Kenii, Lesoto, Mozambiku czy Surinamu, ale większość stanowią całostki europejskie – Belgia, Szwecja, Włochy. Całostki, ale w układzie tematycznym, zajmują też kilka małych pojemników. Są to m.in. import do Wielkiej Brytanii, ARTB /around the box/ – w tym wiele starych, linie morskie, linie lotnicze, samoloty, „Rizla +” z różnych państw. Inny pojemnik zajmują całostki Francji, w tym wiele ciekawych serii np.; „Międzynarodowy Rok Dziecka”, „Jules Verne” – 16 sztuk, „Film” – 40 sztuk, „8 Marca Międzynarodowy Dzień Kobiet” – 21 sztuk z portretami słynnych kobiet, i wiele innych.
Kilka pojemników przeznaczyłem, na etykiety książeczkowe, które są usystematyzowane tematycznie np.; restauracje, hotele, kawiarnie, samochody, samoloty, alkohole, papierosy, zapałki, kultura, sport i wiele innych. Jednym z takich tematów są etykiety książeczkowe produkowane na zamówienie osób prywatnych /w tym i filumenistów/, które mogą spełniać rolę biletów wizytowych. Jedynie książeczki amerykańskie potraktowane zostały wyjątkowo /może dlatego, że mam ich bardzo dużo/ i zajmują osobny pojemnik. Wiele z nich pochodzi z lat 40-tych i 50-tych. Są to jedne z niewielu spotkanych, które były wydawane czasami w seriach.
Innym sposobem przechowywania całostek, jest umieszczenie ich w kartonach. Jest to sposób bardzo niepraktyczny, ale biorąc pod uwagę ich ilość, nie mam innego wyjścia. W kartonie przechowuję całostki Hiszpanii, których głównymi dostawcami byli JULIO HIDALGO UFANO z Murcii, DIEGO LUJAN GARCET z Cartageny, JOSE VENTURA GARCIA z Madrytu /przysłał mi około 700 całostek/, czy też JOSE V. FERRAGUD z Walencji. W sumie otrzymałem od nich przeszło 100 serii całostek i mnóstwo pojedynczych. Każda seria obejmuje od 20 – 40 sztuk tak, że w pewnym momencie zabrakło mi miejsca na ich przechowywanie. Zachowałem tylko te o najciekawszych tematach: kilka różnych serii z walkami byków, architektura, fauna, stroje ludowe. Reszta służy, jako materiał wymienny. Hiszpania jest jedynym krajem, z którego mam kilkanaście razy więcej całostek niż etykiet.
Inne kartony zajmują całostki Wielkiej Brytanii i Australii – po kilkaset sztuk z każdego państwa. Są one uporządkowane według producentów i nazw własnych np.; „Glory”. Wiele z nich zawiera na tzw; „spodówce” zagadki typu „usuń jedną zapałkę” lub „dodaj jedną zapałkę” a powstanie nowa figura geometryczna lub inny wynik działania matematycznego. Jest to temat dosyć popularny na zapałkach i nawet w Polsce firma „Wołoszyn”, wydała na zlecenie odbiorcy niemieckiego, serię kilkudziesięciu całostek z zagadkami matematycznymi. Rozwija na nich swoje umiejętności matematyczne mój wnuk Aleksander i idzie mu to bardzo dobrze.
Swoje miejsce w odrębnych kartonach, znalazły również całostki Słowacji, ZSRR i Rosji, Węgier i NRD. Są one uporządkowane /Słowacja nawet według katalogu/, ale nie stanowią dla mnie przedmiotu szczególnego zainteresowania i bez żalu traktuję je jako materiał wymienny.
Zbliżając się do końca mojej opowieści, dotyczącej opisu kolekcji i jej zawartości, muszę jeszcze kilka słów powiedzieć o tych jej częściach, które ze względu na rozmiary, nie mogły być przechowywane w żaden przedstawiony powyżej sposób.
Myślę tu o etykietach, całostkach i etykietach książeczkowych, które swymi rozmiarami „rozsadzają” wszelkie możliwości ich usystematyzowania. Bo jak przechowywać arkusze drukarskie etykiet chińskich zawierające po kilkaset sztuk etykiet? Z natury rzeczy, muszę je przechowywać luzem, co szkodzi ich kondycji. Mam takich arkuszy kilkanaście i chowam je jako ciekawostki. Inne giganty przechowuję w teczkach do akt, chociaż to bardzo utrudnia dostęp do nich. Jeżeli nawet wiem, w której teczce znajduje się potrzebna w danej chwili etykieta, to i tak muszę przewrócić całą zawartość teczki. W takich teczkach przechowuję np.; części arkuszy drukarskich etykiet czeskich, mniejsze arkusze chińskie, etykiety eksportu na „skrzynie” zapałek, rosyjskie całostki zapałek upominkowych i całą masę ponadgabarytowych etykiet książeczkowych z różnych stron świata. Część takich omówionych powyżej etykiet, przechowuję też w plastikowych koszulkach w segregatorach. Kilkadziesiąt kartonowych opakowań radzieckich etykiet upominkowych, przechowuję luzem, gdyż innego sposobu chyba nie ma.
Ostatnią częścią mojej kolekcji, jest zbiór, który mógłbym nazwać „filumenistyczny groch z kapustą”. Powstał on zupełnie przypadkowo, bez mojego twórczego udziału. Dostawałem z różnych stron świata, zdjęcia kolekcjonerów i ich zbiorów, listy braków, propozycje zakupów, reklamy fabryk zapałek itp. Wszystko to odkładałem do teczek i w końcu uzbierała się pokaźna ilość różnej dokumentacji filumenistycznej, która oczekuje uporządkowania.
Część tego zbioru, przechowuję w specjalnym klaserze, wyprodukowanym dla kopert pierwszego obiegu /FDC/. Są to arkusiki z wystaw filumenistycznych, czy też różnego rodzaju pamiątki filumenistyczne. Mam w swoim zbiorze arkusik z pierwszej polskiej wystawy filumenistycznej „Warszawa 60” oraz arkusiki z wystaw „Gdańsk 60”, „Wrocław 62”, „Poznań 63”, „Lublin 64” i „Dobrzany 65”, czyli ze złotego wieku filumenistyki polskiej.
Mam zaproszenie na otwarcie Muzeum Filumenistycznego w Bystrzycy Kłodzkiej w dniu 19.07.1964 r. i zaproszenia na różne wystawy filumenistyczne, organizowane przez to Muzeum, a także dużą ilość wydawnictw pamiątkowych i reklamowych tego Muzeum. Zdecydowanie najwięcej /25 sztuk/ posiadam arkusików pamiątkowych wydanych z różnych okazji przez Klub Filumenistów w Leningradzie, często z naklejoną etykietą upamiętniającą tę okazję. Według mojego rozeznania, mam prawie komplet arkusików. W zbiorze są też pamiątki z wystaw w Portugalii, Niemieckiej Republice Demokratycznej oraz reklamy zapałek na Węgrzech, Litwie i w Finlandii.
Odrębną część tego zbioru stanowią katalogi wystaw filumenistycznych, plakaty wystawowe, nalepki reklamowe oraz foldery reklamowe fabryk zapałek a także biuletyny muzeów filumenistycznych. Materiały te, wydawałoby się marginalne, często pomagają w odnalezieniu potrzebnych aktualnie informacji – nazwisk, dat, wydarzeń.
Tak doszedłem wreszcie do końca opisu mojej kolekcji. Nie o wszystkim oczywiście napisałem, bo wtedy powstałby rodzaj spisu lub katalogu. A nie o to mi przecież chodziło. Myślę jednak, że omówiłem skrótowo najciekawsze części kolekcji.
Oczywiście, suchy opis, nie daje nawet w małym stopniu tego, co daje obcowanie z „żywą” etykietą. Tylko w ten sposób można się wczuć w jej urok – rysunku, koloru, napisów. Również zmysł dotyku może być w obcowanie zaangażowany – dotyk japońskich etykiet na aksamitnym papierze, budzi we mnie zawsze pozytywne doznania. Najważniejszym jest jednak fakt, że jest to kolekcja m o j a. To ja ją stworzyłem z niczego. To ja ją opracowałem, nadając jej kształt, który jest wyłączanie m o i m pomysłem. Nie będę tu wypisywał głupot, popełnianych przez niektórych kolekcjonerów, że kolekcja jest ich dzieckiem. To kto jest matką i jak ją poczęli? Mam do swojej kolekcji stosunek osobisty, bardzo zaangażowany, ale w końcu jest to tylko zbiór etykiet, w które życia nie tchnie nawet moje największe zaangażowanie. I tylko gdzieś z zakamarkach rozumu i serca czai się ból i obawa, co się z nią stanie, gdy mnie już nie będzie.
Jest rzeczą oczywistą, że nie stworzyłbym kolekcji, nie posługując się całą masą materiałów pomocniczych, z których czerpałem wiedzę filumenistyczną.
To różnego rodzaju biuletyny, książki o filumenistyce, artykuły prasowe, wydawnictwa efemeryczne np.; z okazji wystaw i wiele innych. Pierwszy biuletyn, który trafił do mnie, dzisiaj już nawet nie pamiętam w jakich okolicznościach to „WIADOMOŚCI FILUMENISTYCZNE”, wydawane początkowo od 1969 r. jako dodatek do „Wrocławskich Wiadomości Filatelistycznych” a od numeru 10-tego z 1972 r. wydawane przez Komisję Filumenistyki przy Zarządzie Głównym Polskiego Związku Filumenistów oraz koło PZF nr 22 – Filumenistów w Warszawie. Ostatni numer 114/115 ukazał się w 2000 r. Od stycznia 1993 r. /nr 86/ „WF” były wydawane przez Klub Filumenistów w Warszawie. Był to biuletyn do użytku wewnętrznego dla członków PZF, zajmujących się filumenistyką. W swoim zbiorze posiadam wszystkie numery, z wyjątkiem dwóch pierwszych, których nawet nie mogłem uzyskać w odbitce kserograficznej. Początkowo biuletyn był dla mnie atrakcją, tyle wiadomości o filumenistyce. W miarę rozszerzania się moich kontaktów z filumenistami z całego świata, wychodziła na jaw jego przeciętność – słaby papier i druk, rozmazane ilustracje, powtarzalność autorów. Był szary, jak cała nasza ówczesna rzeczywistość. Często „WF” służył za okładkę, do kolejnych części polskich katalogów etykiet. Dobrze, że te katalogi drukowano – wydanie odrębnej publikacji w PRL, nie było możliwe. Zajmowały one jednak strony, przeznaczone na informacje z dziedziny filumenistyki, a tego głównie od biuletynu oczekiwałem. Wiele egzemplarzy „WF” rozesłałem po świecie i pewną są ciekawostką w różnych zbiorach. Ale tylko ciekawostką, bo język polski nie jest powszechnie znany – no może w Czechosłowacji i częściowo w Rosji, ktoś mógł stosunkowo swobodnie, zapoznać się z treścią tego biuletynu. Dla własnego użytku, nudząc się w pracy na zaszczytnym stanowisku Rzecznika Dyscyplinarnego ZDOKP, opracowałem bibliografie artykułów, które ukazały się w „WF”. Znajduje się ona w jednym egzemplarzu w moim zbiorze, nie oprawiona. Czasami się przydaje, gdy szukam jakiejś konkretnej informacji. Niestety bibliografia ta potrzebuje suplementu, dotyczącego kilku ostatnich numerów. Ale to już przekracza moje możliwości. Na emeryturze nie mam tyle wolnego czasu, ile miałem w pracy. W zapasie mam przeszło 100 różnych numerów biuletynu, bo zamawiałem go zawsze w większych ilościach. Nawet po 10 egzemplarzy tego samego numeru.
Do ciekawostek w zbiorze biuletynów, muszę zaliczyć „KOMUNIKATY PZF – ODDZIAŁ POZNAŃSKI – KOŁO FILUMENISTÓW”, których jednak posiadam tylko dwa, z lutego i kwietnia 1961 r. Nakład jednego biuletynu, wynosił 100 egzemplarzy, a drukowane były na powielaczu w formacie A5, na bardzo lichym papierze. Oprócz omówienia nowości krajowych i zagranicznych, ciekawostek z zakresu filumenistyki, biuletyn zawierał także nakazy i zakazy dla filumenistów, uchwalane przez Komisję Filumenistyki przy Zarządzie Głównym Polskiego Związku Filatelistów. Choćby takie, jak „przypominamy, że kolekcjonerstwo filumenistyczne, uprawiane w ramach Koła, może mieć jedynie charakter amatorski, a w szczególności niedopuszczalny jest handel etykietami polskimi – nowościami”. Sankcją był zakaz przyjmowania do Koła lub wykluczenie z listy członków. Widać w tym jednym zdaniu, całą tępotę ustroju – wszystko objąć zakazami i nakazami /nawet kolekcjonerów/, wszystko kontrolować na podstawie prawa „powielaczowego”, którego normy interpretują władze, zawsze na niekorzyść tzw. „obywatela”, a w tym przypadku kolekcjonera.
Ulubionym moim biuletynem była ‘VESTA”, wydawana przez JOHNA H. LUKERA, jako „An Independent Monthly Magazine for Matchbox Label Collectors”, czyli „niezależny miesięcznik dla kolekcjonerów etykiet zapałczanych”. Pierwszy numer, który otrzymałem z Wielkiej Brytanii /zresztą od wydawcy/, to numer z sierpnia 1977 r. oznaczony numerem 4. Ostatni numer, jaki się ukazał to 120 z kwietnia 1987 r. Wtedy właśnie John poważnie zachorował i wkrótce zmarł. Z wyjątkiem trzech pierwszych numerów /od maja do lipca 1977 r./ posiadam komplet „VESTY”. O jej popularności świadczy fakt, że cały nakład rozchodził się błyskawicznie i nawet John nie mógł mi przysłać brakujących numerów. Biuletyn ten, był bardzo ciekawy, gdyż zawierał dużo krótkich informacji, ogromną ilość reprodukcji etykiet /w tym dużo starych/. Pozwalało to na identyfikację etykiet, które miałem w swoim zbiorze. Były też omówienia nowości, bardzo ciekawa rubryka „Meet These People” tzn; „poznaj tych ludzi”, z reprodukcjami etykiet i krótkim życiorysem przedstawionych na nich osób. Ogłoszenia, informacje o spotkaniach kolekcjonerów… i wiele innych ciekawostek, które chłonąłem całym swym filumenistycznym jestestwem. Wszystko było dla mnie ciekawe, zważywszy na szarość naszej filumenistyki. W biuletynie tym publikowano też w odcinkach katalogi, np.; katalog „dwójek”. Są to etykiety, na których jest napis „two” tzn; „dwa” z dodatkiem w języku angielskim „młoty, „konie”, „bohaterowie”, „róże” itp; i stosownym rysunkiem. I w tym katalogu znalazłem przykład, jak bardzo język polski jest językiem „obcym” dla reszty świata. Otóż w 1962 r. wydano u nas serię etykiet „Walka z gruźlicą” /kat. nr 343-350/, wśród których znajduje się etykieta z napisem „Gruźlica bydła niszczy twoje zdrowie z rysunkiem krowy, ale tylko jednej.
I ta etykieta została ujęta w katalogu „dwójek” pod nazwą „TWO-JE” – „the Cow” i numerem J2. Bardzo mi brakuje „VESTY” z jej charakterystyczną ciemnożółtą okładką i zawartymi w niej informacjami. Jeszcze dzisiaj, gdy przeglądam poszczególne numery, zawsze trafiam na coś co mnie zainteresuje.
Kolejnym anglojęzycznym biuletynem, który do mnie trafił był „NEWSLETTER” nr 185 z października 1977 r. Jest to dwumiesięcznik wydawany od 1945 r. przez BRITISH MATCHBOX & BOOKLET SOCIETY i otrzymuje go każdy członek, w ramach opłaconej składki. Gdy pisze te słowa, ukazały się już 383 numery. Przez te przeszło 30 lat, gdy otrzymuję „NEWSLETTER”, zmieniał on kilkakrotnie szatę graficzną. Od nr 317 z lutego 2000 r. otrzymał kolorową okładkę, potem miał wkładkę z kolorowymi reprodukcjami etykiet a obecnie jest wydawany w kolorze, co znacznie poprawiło jakość reprodukowanych etykiet i daje wyobrażenie o ich rzeczywistym wyglądzie. Od 1994 r. /nr 284/ zmienił nazwę na „MATCH LABEL NEWS” i ta nazwa odbija jego rzeczywiste przeznaczenie i zawartość. Chociaż oprócz nowości, w biuletynie tym, ukazuję się cała masa artykułów problemowych, historycznych czy też teoretycznych, związanych z filumenistyką. Co dwa lata do biuletynu, dodawane jest osobne wydawnictwo, zawierające regulamin Stowarzyszenia oraz aktualny spis członków z uwzględnieniem ich zainteresowań. Do każdego numeru biuletynu, otrzymuję też jako załącznik biuletyn aukcyjny, w którym reprodukowane są oferowane etykiety, lub inne walory z ich omówieniem oraz ceny osiągnięte na kolejnych aukcjach. Pozwala to w jakiś sposób zorientować się w trendach występujących aktualnie w filumenistyce. Największym zainteresowaniem cieszą się etykiety stare, zwłaszcza angielskie i austro-węgierskie. Pozwala też wyceniać poszczególne okazy w moim zbiorze. Biuletyn jest ewenementem na rynku kolekcjonerskim, bo nawet czasopisma filatelistyczne, nie zawsze mogą szczycić się 65-letnim /na dzisiaj/ okresem ukazywania się i to nieprzerwanie.
Przez pewien okres otrzymywałem też biuletyn „OBSERVER” wydawany przez „Australia Match Cover Collector’s Society” w Sydney. Zawierał również reprodukcje etykiet z całego świata, omawiał nowości, przedstawiał sylwetki australijskich filumenistów. Zdarzały się też artykuły problemowe, ale nie mogły się równać z tymi publikowanymi w „MATCH LABEL NEWS”. Nie znam dalszych losów, bo ostatni numer /145/, mam z listopada 1982 r.
Ciekawy, lecz krótki był mój kontakt z „PROTEA NEWS – PROTEA NUUS”, biuletynem wydawanym przez „Match Collectors Club of South Africa”. Otrzymywałem go od stycznia 1984 r. do kwietnia 1986 r. W sumie 12 numerów. Wydawany był w dwóch językach, angielskim i afrikaans i miał charakter prawdziwego biuletynu klubowego. Zawierał dużo informacji z życia klubowego – notatki o członkach wraz z datami ich urodzin, trochę krótkich artykułów problemowych oraz reprodukcji wycinków gazetowych z artykułami o filumenistyce. Mankamentem były słabo czytelne reprodukcje etykiet i zdjęć z uroczystości klubowych. W jednym z numerów, opublikowano moje listy o polskiej filumenistyce a w innym mój życiorys wraz ze zdjęciem.
O wiele dłuższy był mój kontakt z „FILUMENISMO”, wydawanym w Porto, dla członków „Associacao Portuguesa de Filumenisto”. Pierwszy numer biuletynu /był to kolejny 67/, otrzymałem w lipcu 1972 r. a od nr 73 ze stycznia 1873 r. otrzymywałem wszystkie numery aż do numeru 145 ze stycznia 1979 r. Przy pomocy słownika mogłem zrozumieć proste teksty, omawiające nowości czy też informacje o różnych imprezach klubowych i wystawach. Z artykułami problemowymi, miałem trudności, ale szczęście nie było ich dużo. W biuletynie drukowano katalogi np.; hiszpańskich całostek, radzieckich serii 16 + 1. Ten ostatni zresztą nie w kolejności wydań, ale za to z reprodukcjami etykiet konkretnej serii, co czasami pomagało mi przy identyfikacji. Biuletyn zawierał dużą ilość reprodukcji etykiet – wyjątkowo czytelnych i zdjęcia z imprez klubowych. W okresie „rewolucji goździków”, nie dotarło do mnie kilka numerów, bo jak zawsze w czasie rewolucji w Portugalii, zapanował bałagan, co odbiło się nawet na kolekcjonerstwie. Ale i tak mam w swojej bibliotece filumenistycznej, kilkadziesiąt numerów „FILUMENISMO”.
W okresie 1974 – 1976, otrzymywałem z Portugalii od wydawcy /J. de MESQUITA PIMENTEL/ biuletyn nazwany „LISTA DE PRECOS” tj; „price list” czyli „cennik”, dla kolekcjonerów nie tylko etykiet zapałczanych, ale też opasek od cygar, znaczków pocztowych, ex-librisów, numizmatyki, nalepek hotelowych itp. Oprócz faktycznego cennika obiektów z tych dziedzin kolekcjonerstwa, był obszerny dział ogłoszeń, informacje o imprezach kolekcjonerskich i krótkie artykuły tematyczne. Biuletyn zawierał mało reprodukcji, ale dużo przydatnych dla mnie informacji. Mogłem porównywać np.; wartość etykiet polskich z innymi etykietami, co pozwalało na zachowanie rozsądku, przy prowadzeniu wymiany.
Dopiero kilka lat po upadku ZSRR, pojawił się w Rosji biulet filumenistyczny – dwumiesięcznik „NEWSKIJ FILUMENIST”, wydawany przez Związek Kolekcjonerów Sankt Petersburga – Sekcja Filumenistów. Przywołuje się co prawda, jako rok założenia 1958, ale numeracja prowadzona jest od lipca 2004 r. Pierwsze numery ukazywały się /co jest ogromną ciekawostką/, z numeracją egzemplarzy, podpisem i wielką pieczęcią „Prawienie” tj; zarząd wydawcy. Zapachniało dawnymi czasami i wszechmocną cenzurą. Dzięki uprzejmości ALEKSIEJA TRAWNIKOWA, mam cztery numery biuletynu. Przestałem się nim jednak interesować, gdy rosyjscy koledzy zaczęli rozumieć gospodarkę rynkową i ustalili zaporową dla mnie cenę w euro za każdy numer. Jeżeli jednakże chodzi o treść biuletynu, to jest ona rewelacyjna. W każdym numerze kilka artykułów tematycznych, zwłaszcza dotyczących etykiet radzieckich i rosyjskich, ale nie tylko. Można je czytać z wypiekami na twarzy. Tyle w nich informacji, ciekawostek, wiedzy filumenistycznej. Mój rosyjski pozwala na stosunkowo swobodne czytanie, ale szkoda że treść biuletynu nie dociera do kolekcjonerów z innych stron świata. Dział nowości rosyjskich jest w każdym numerze bogato ilustrowany i pozwala zainteresowanym śledzić na bieżąco rosyjskie wydania. Dla mnie osobiście żal, że to głównie całostki. I żal, że znikają kolejne fabryki, których etykiety dawały początek moim zbiorom.
Przez kilka lat /1968 – 1971/, otrzymywałem odbitki kserograficzne biuletynu „ALTE SCHACHTEL”, wydawanego w Hanowerze przez „Phillumenistiche Gesellschafd e. V.”. Biuletyn ten zawierał dużo artykułów problemowych, ale moja znajomość języka niemieckiego, pozwalała mi tylko na pobieżne zapoznawanie się z ich treścią. Spisy nowości niemieckich, pozwalały na porządkowanie otrzymywanych nowości. Szeroko rozbudowany dział nowości zagranicznych, prowadzone aukcje, informacje o działalności klubowej, sprawiały, że z ciekawością sięgałem po ten biuletyn. Jedynym jego mankamentem, a właściwie odbitek kserograficznych, które otrzymywałem, była słaba czytelność reprodukcji etykiet. Ciekawostką były reprodukcje plakatów i ogłoszeń z reklamami zapałek z okresu międzywojennego. Natrafiłem również na reklamę polską.
W tym okresie, otrzymywałem również biuletyn „PHILUMENISTEN WELTRING”, z adresami filumenistów a także innych kolekcjonerów z różnych stron świata. Przy pomocy tego biuletynu, udało mi się jednakże nawiązać kontakt, z zaledwie kilkoma korespondentami i były to kontakty krótkotrwałe.
Bardziej pomocny w tym zakresie był biuletyn „HOBBY POST”, o którym już wspomniałem. Wydawany jako dwumiesięcznik przez „Nationaal Kontaktcentrum” w Oostakker w Belgii, był raczej informatorem o nowościach z zakresu filumenistyki, numizmatyki, vitofilii /zbieranie opasek od cygar/, ale zawierał też znaczny dział adresowy i prowadził sprzedaż wysyłkową, według ogłaszanego cennika. W każdym numerze artykuły, czy też informacje, były publikowane w kilku językach. Ułatwiało to bardzo ich zrozumienie. Artykuły problemowe, ukazywały się rzadko, ale mimo tego uzyskałem z nich kilka ciekawych informacji. Mam w swoich zbiorach, kilka roczników tego biuletynu i czasami do nich sięgam.
W swoim zbiorze mam też pojedyncze numery takich biuletynów jak np.; „SYDNEY PHILLUMENIST’S CLUB NEWS”, w tym jubileuszowy numer „200” z maja 1994 r., zawierający historię Klubu, oraz dużą ilość reprodukcji etykiet czarno-białych i w kolorach, w tym wiele starych. Wiele angielskich klubów filumenistów, wydaje własne biuletyny. Przy różnych okazjach, otrzymywałem pojedyncze egzemplarze takich biuletynów, jk np.; „NORTH WESTERN PHILLUMENISTS BULLETIN”. Ciekawostką są trzy pierwsze numery „LABEL LETTER”, kwartalnika wydawanego przez „The Matchbox Label and Booklet Society od South Africa” w okresie 1987-1981. Później z uwagi na stan wojenny w Polsce, urwał się mój kontakt z tym wydawnictwem i nie wiem czy biuletyn ukazywał się nadal. Ciekawostką jest to że wygrałem konkurs, ogłoszony w pierwszym numerze tego biuletynu. O ile dobrze pamiętam, obiecanej nagrody nie otrzymałem, ale w jednym z numerów opublikowano moją odpowiedź konkursową i moje zdjęcia. Jedno przy biurku w trakcie pracy a drugie z częścią mojego eksponatu wystawowego, na jednej z wystaw „Czego to ludzie nie zbierają” z Pałacu Kultury z Poznaniu.
Absolutnym unikatem w moim zbiorze, jest chiński biuletyn „PHILLUMENY” wydany przez „Chinese Phillumenic Society” w Hong Kongu w latach 80-tych. Bogato ilustrowany, częściowo w kolorze, na dobrym papierze, z krótkimi artykułami i informacjami o etykietach. Ale w języku chińskim!!! Ciekawostką tego jedynego numeru, który posiadam, jest moje omówienie polskich etykiet z serii „Olimpiada” z 1960 r., „Grzyby trujące” z 1962 r. i „Tokio 1964”. Oczywiście omówienie przetłumaczono na język chiński /pisałem po angielsku/ i jeden jedyny raz w życiu mogłem zobaczyć moje słowa w tym skomplikowanym języku.
Zupełnie odrębnym tematem, są biuletyny filumenistycznym wydawane w Czechosłowacji. I to chyba im najwięcej zawdzięczam, w początkowym okresie mojego kolekcjonerstwa. I ze względu na dostępność treści /język/ i ze względu na ich ilość – 7 różnych tytułów i kilkaset egzemplarzy w moim zbiorze. W tym dużo podwójnych, bo otrzymywałem je od różnych czeskich i słowackich filumenistów. Najstarszym w moim zbiorze jest nr 5/6 z 1956 r. /sic!/ „SBERATELSKYEGO ZPRAVODAJA” wydawanego przez „Klub Sběratelu Zapalkowŷch Nalepěk” w Pradze. Jest to więc okres, gdy nie miałem jeszcze pojęcia, że poważnie zainteresuje się filumenistyką. Później dostałem jeszcze komplet tego biuletynu z II półrocza 1959 r. Oficjalnym organem „Českeho Filumenistickeho Skazu” wydawanym w Pradze był biuletyn „FILUMENIE”, którego komplet z lat 1968-1984 mam w swoich zbiorach. Oprócz wiadomości z życia klubowego, bardzo dużo miejsca poświęcano nowościom /z natury rzeczy, głównie krajowym i z tzw. krajów demokracji ludowej/, ale nie tylko. Duża ilość artykułów problemowych dotyczyła w większości starych etykiet czeskich, ale też produkcji zapałek na terenach ówczesnej Czechosłowacji i monarchii austro-węgierskiej. Dla zainteresowanych tymi tematami, jest to dzisiaj kopalnia wiadomości. Co dwa lata do biuletynu, dodawany był spis treści za miniony okres. W „FILUMENIE”, ukazała się tez w odcinkach, katalog Jarego Sperka „Czeskie etykiety eksportowe”.
Drugim liczącym się czeskim biuletynem był „ČESKOSLOVENSKY FILUMENISTA”, wydawany przez Koło Filumenistów w Brnie. Mam komplet biuletynu z lat 1962-1965 i 1973-1985. Wiem, że w latach 1966 i 1967, biuletyn nie ukazywał się. Również tutaj, jako dodatki ukazywały się różnego rodzaju katalogi, spisy etykiet itp.
Koło Kolekcjonerów w Karlovych Varach, wydawało „KARLOVARSKŶ FILUMENISTICKŶ ZPRAVODAJ”, przeważnie w postaci dwóch numerów. Mam pełne roczniki tego biuletynu z lat 1972-1973 i 1976-1986. Do tego biuletynu było wiele dodatków – katalogi np.; Rumunii, fabryki „Krasnaja Zwiedza” z ZSRR i różne czeskie i wiele katalogów radzieckich. Najciekawszym dla mnie dodatkiem był „ARCHIVY HOVOŘI” czyli „mówia archiwa”, z artykułami o historii przemysłu zapałczanego.
„SEVEROMORAVSKŶ FILUMENISTA”, to biuletyn wydawany wspólnie przez koło filumenistów województwa północno-morawskiego w Ostrawie od maja 1959 r. Mam wiele poszczególnych egzemplarzy tego biuletynu z lat 1961-1967, ale tylko jeden kompletny rocznik.
Ma za to kilka kompletnych roczników biuletynu „JIHOČESKY FILUMENISTA” z lat 1972-1980. Biuletyn ten wydawany był przez Koło Filumenistów w Czeskich Budziejowicach. I chyba właśnie ten biuletyn, zawierał najciekawsze artykuły problemowe i oferował największą ilość dodatków m.in. „MALA FILUMENISTICKA UNIVERSITA”, wiele czeskich katalogów a nawet katalogi etykiet polskich czy tez portugalskich. Z tego biuletynu otrzymałem jedną z podstawowych pomocy do opracowania mojego zbioru „lotów kosmicznych”, tj; pracę PAVOLA FRANIKA „CLOVEK, PODMANITEL VESMIRU”. Na Słowacji istniała odrębna organizacja filumenistów „Slovensky Filumenisticky Zvaz”, która wydawała swój biuletyn „SPRAY SFZ”. Mam niestety tylko dwa numery z 1977 r.
Gdy tak piszę o tych czeskich i słowackich biuletynach, na usta ciśnie się pytanie „dlaczego oni mogli a u nas nie”? Odpowiedzi chyba nie znajdę. Może była to niemoc organizacyjna i przymusowe połączenie z filatelistami. Może słabość ruchu filumenistycznego w Polsce. Może nieudolność ludzi, którzy byli za to odpowiedzialni jako działacze. W sumie więc było, jak było. U nich rozkwit u nas marazm. I tak przeważnie jest ze wszystkim, czego się dotkniemy.