Część 3

Po etykietach polskich, z racji prowadzonej korespondencji z kolekcjonerami z ZSRR, zainteresowałem się radzieckimi etykietami o tematyce lotów kosmicznych. W miarę poszerzania korespondencji na inne kraje, zdobywałem etykiety do tego tematu, z różnych stron świata. I tak powstała unikalna kolekcja

„ASTRONOMIA I ASTRONAUTYKA”

której główna część to „Loty kosmiczne”. W tej kolekcji zawarłem etykiety, całostki, książeczki i arkusiki pamiątkowe, dotyczące nie tylko kolejnych satelitów i statków kosmicznych, ale również wizerunki planet, gwiazd, słońca, księżyca, komet, portrety wybitnych astronautów, czy też twórców teorii lotów kosmicznych, znaki zodiaku. Zwłaszcza ten ostatni temat jest bardzo rozbudowany – mam kilkadziesiąt serii z całego świata.

Zbiór „Loty kosmiczne”, jest opracowany na kartach albumowych, używanych w filatelistyce. Zawiera przeszło 200 kart z etykietami, całostkami, książeczkami. Jest to zbiór według mojego rozeznania w miarę kompletny, obejmujący poszczególne loty, poczynając od Sputnika 1 z 4.10.1957 r. aż do lotów chińskich załogowych statków kosmicznych z początku XXI wieku. Oczywiście nie mogę mieć gwarancji, że ująłem w tym zbiorze wszystkie etykiety dotyczące lotów kosmicznych. O ile wiem, nie ma w tym zakresie żadnego katalogu. Próbowałem coś takiego opracować w latach 80-tych, ale zrezygnowałem, po opisaniu kilkudziesięciu etykiet. Być może jeszcze do tego wrócę.

Przy tworzeniu kolekcji, pomocne mi było opracowanie ROYA HEDGESA „The Story of Space”, publikowane w „NEWSLETTER”, ale jest ono doprowadzone tylko do lotu radzieckiego statku Sojusz 39 w marcu 1981 r. Jeszcze krótszy okres obejmuje praca PAVOLA FRANIKA „Clovek, podmanitel vesmiru”, wydana w 1977 r. przy pomocy „JIHOČESKEHO FILUMENISTY” w Czeskich Budziejowicach. Korzystałem też z innych opracować encyklopedycznych, jak np. „Kopernik, astronomia, astronautyka” – przewodnik encyklopedyczny wydany w 1973 r. w Warszawie, przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe, „Astronomie und Raumfahrt” Klausa Lindnera i Karla-Heinza Neumanna wydane w Lipsku w 1980 r. Czy też „Raumfhart” Heinza Mielke wydane w 1980 r. w Berlinie /wydanie 6-te uzupełnione/. Są to tylko przykłady, bo sięgałem też do wielu wydawnictw popularno-naukowych, polskich i radzieckich. Korzystałem też z artykułów publikowanych w prasie filatelistycznej i ogólnej. Pomocny, okazał się radziecki katalog „Kosmiczeskaja Filatelija” wydany w Moskwie w 1970 r. Korzystanie z tych wszystkich pomocy, pozwoliło mi na w miarę dokładne opracowanie kolekcji, a nawet znalezienie błędów na niektórych etykietach, związanym ze złym datowaniem lotów. Aby ta część kolekcji była w miarę pełna, poszukuję od wielu lat kilku serii, ale rozpaczliwe apele do kilku filumenistów krajowych i zagranicznych nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.

Teoretycznie najłatwiejszym, powinno być zdobycie radzieckiej erii upominkowej „Ślubu kosmonautów” /”Swadba kosmonawtow”/ z 1964 r. Seria ta składająca się z etykiety gabinetowej, 4 etykiet zwykłych i paska – obwoluty opakowania /katalog G. M. Golubcowa nr 133/, wydana była przy okazji radzieckiej wystawy gospodarczej w Genui. Nawet poważni filumeniści rosyjscy P. JANKOŁOWICZ, E. M. BAJKOWICZ czy też A. A. TRAWNIKOW, nie mogli mi pomóc w tym zakresie. Każdy ma jedną serię i pilnie jej strzeże. Kolejne braki, to seria całostek hiszpańskich z 1968 r. składająca się z 20 sztuk – mam tylko kilka. Jedynie z opisu w literaturze filumenistycznej, znam brazylijską serię „Kosmos” wydaną w 1975 r. przez Fabrica de Fosforom Kondor w dwóch rozmiarach i serię włoską „Astronautyka” /32 etykiety lub całostki – nie jestem tego pewien/ wydaną w latach 1970-1971 przez fabrykę Lavagi e Figlio.

Całkowitą klęską kończyły się wszystkie próby zdobycia rumuńskiej serii 3 etykiet „Primus zbor in kosmos al unii Roman” z 1982 r. Figuruje on a w katalogu etykiet rumuńskich pod nr 1079-1081. Przez wiele lat nie mogę nawiązać kontaktu z klubem Gruparea Filumenistilor din Romania – moje listy pozostają bez odpowiedzi. Może to kwestia języka, bo piszę po angielsku, a u nich popularniejszy jest język francuski.

Oczywiście mogę mieć braki jakichś pojedynczych etykiet, gdzieś w przeszłości wydanych. Jednakże wszystkie, z którymi spotkałem się w literaturze, znajdą się w mojej kolekcji. Aktualnie mam udokumentowane etykietami, loty 127 pojazdów kosmicznych.

Szczególnym sentymentem darzę amerykańską etykietę książeczkową, wydaną przez Universal Match w Orlando na Florydzie, dla uczczenia lotu statku kosmicznego „Apollo 12” z załogą A. Bean – pilot lądownika, Ch. Conrad – dowódca i R. Gordon – pilot statku. Start nastąpił 14.11.1969 r. a powrót na Ziemię 24.11.1969 r. Był to drugi lot ludzi na Księżyc. Lądownik osiągnął powierzchnię Księżyca w dniu 19.11.1969 r. Pobyt na Księżycu trwał łącznie prawie 8 godzin. Książeczka wyprodukowana została dla potrzeb personelu bazy J.F.Kennedy Space Center Cocoa Beach na Cape Canaveral /obecna nazwa Przylądek Kennedyego/ na Florydzie. Przywołując stare porzekadło, mogę postawić dolary przeciwko orzechom, że jest to jedyny egzemplarz w naszym kraju.

Wyobrażenia pojazdów kosmicznych znalazły się na etykietach kilkunastu państw, w tym takich które nie miały żadnych sukcesów w podboju kosmosu, np. Argentyna czy Hiszpania. Najwięcej było etykiet z ZSRR – starali się na wszelkie sposoby wykorzystać propagandowo swoje pierwsze sukcesy, ale w miarę, jak Amerykanie zaczęli ich przeganiać, słabł och zapał do wydawania nowych etykiet. Po prostu – zabrakło sukcesów. I aktualnie w Rosji, ukazują się tylko całostki poświęcone kolejnym rocznicom starych lotów, które już przeszły do historii.

Jeszcze tylko w Chinach, ukazują się serie z tego tematu, ale identyfikacja ich jest bardzo utrudniona. Cóż z tego, że rozpoznam rysunek, gdy nic nie rozumiem z napisu na etykiecie.

Tak więc przedstawia się ta część kolekcji zatytułowana „Loty kosmiczne”. Ale przecież to nie wszystko. Mam opracowane na prawie 700 kartach, przeszło 4000 etykiet, które stanowią kolejną część zbioru „Astronomia i astronautyka”. Zajmuje to w sumie 9 opasłych teczek, a że ta część zbioru ciągle żyje, dochodzą w miarę pozyskiwania nowości, kolejne karty.

W zbiorze tematycznym, w teczce nr 1, który nazwałem „Przygotowania do lotów kosmicznych”, znajdują się etykiety, całostki i książeczki z wyobrażeniami różnych ciał niebieskich, przyrządów do ich obserwacji, obserwatoriów, astronomów /np. G. Galileusz, M. Kopernik/, teoretyków i praktyków lotów kosmicznych – najwięcej etykiet poświęcono K. E. Ciołkowskiemu, czy tez wizje pojazdów przyszłości. W sumie jest to około 100 kart. Kolejna teczka zawiera serie etykiet, związanych z lotami kosmicznymi. Zgromadziłem w niej serie kilkunastu państw świata poczynając od 1959 r. z wyobrażeniami konkretnych statków kosmicznych. Powtarzają się tu etykiety, zawarte w zbiorze „Loty kosmiczne”, ale ugrupowane są w seriach a w tamtym zbiorze ujęte są w konkretnych lotach. Jest to przeszło 50 kart m.in. z polską serią z 1964 r.

Kilka teczek zajmują radzieckie serie ze statkami kosmicznymi. Ten zbiór obejmuje etykiety wydawane od 1959 r. przez wszystkie radzieckie fabryki zapałek, we wszystkich odmianach, kolorów, papieru i druku. Oczywiście mam tu stosunkowo duże braki. Wiem o nich tylko wtedy, gdy posiadam odpowiednie katalogi lub spisy etykiet. Przykładowo, seria „Zdobywanie kosmosu” z 1960 r. /kat. nr 2516-2521/, wydana była przez 3 fabryki, ale za to w kilku odmianach kolorów, a seria „Zdobywanie kosmosu VI” z 1959 r. /nr kat. 1762-1763/, wydana została wprawdzie tylko przez fabrykę „Iskra”, ale za to w 9 odmianach kolorów. Tak więc, zdarza się jeszcze często /no może nie tak bardzo/, że otrzymuje jakąś serię w odmianie, której nie mam. I życia nie starczy, aby to wszystko zgromadzić.

W dwóch teczkach zgromadziłem serie ze znakami zodiaku. Jest to jeden z najpopularniejszych tematów na etykietach. Nie ma chyba państwa, które nie wydałoby serii lub pojedynczej etykiety z tym tematem. W samej Portugalii, ukazały się 33 serie, wydane przez fabrykę Fosforeira Portuguesa w Espinho, z czego posiadam w swoim zbiorze 32 serie. Każda oczywiście, jak nakazuje temat składa się z 12 etykiet. Graficznie, najładniejsze są polskie etykiety książeczkowe za 1974 r. oraz francuskiej z lat 90-tych.

Całość omówionej powyżej kolekcji, mam opisaną w różnego rodzaju zestawieniach i opracowaniach. Osobno mam katalog artykułów i notatek o etykietach omawianych w wydawnictwach i biuletynach filumenistycznych. Oczywiście jest to opracowanie własne. Jest to często pomocne, przy opracowywaniu kolekcji lub poszukiwaniu potrzebnych mi etykiet. Tak było np. gdy w „NEWSLETTER” w 1968 r., przeczytałem, że we Włoszech, ukazała się całostka z kometą Halleya, która to kometa właśnie zbliżała się do Ziemi. Rozpocząłem korespondencyjne poszukiwania i teraz mam w kolekcji zarówno całostkę jak i etykietę zbiorczą na 12 pudełek zapałek. Podobnie było z wieloma innymi etykietami.

To tyle na temat ulubionej kolekcji, która według mojego rozeznania jest najpełniejszą w Polsce i należy do kilku najbardziej liczących się w Europie. Oczywiście mam wiele setek podwójnych etykiet w tym temacie, ale trudno znaleźć właściwego korespondenta.

W jednej z przesyłek ze Związku Radzieckiego, nie pomnę już od kogo, otrzymałem serię etykiet upominkowych „16 + 1”. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że będzie to zaczątek ciekawej kolekcji. Ale kolejne przesyłki, a później otrzymany z Czechosłowacji „Katalog sovetskych darcekovych serii 1940-1972”, autorstwa G. M. Golubcowa, w tłumaczeniu na język Słowacji, dokonanym przez Patola Franika, zachęciły mnie do zajęcia się tymi seriami. Stanowiły one dużą ciekawostkę, a że otrzymywałem ich coraz więcej, zwłaszcza od PAWŁA JANKOŁOWICZA, postanowiłam utworzyć z nich kolekcję w oparciu o posiadane katalogi i spisy. Serie te do dzisiaj stanowią cenny materiał wymienny z filumenistami na całym świecie. Niestety zapasy dubletów, powoli się wyczerpują, a nowych dostaw nie ma. Duża część zbioru, opracowana jest na kartach, jednakże większość, przechowuje w pudełkach. Każda seria, zajmuje 2-3 karty, w zależności, jak ją skompletowałem. Ideałem jest układ 1B+1G+1K+16 Z, co odpowiednio oznacza B=pasek boczny, G=etykieta grossowa, K=etykieta gabinetowa, Z=etykiety zwykłe. W większości serii mam etykiety gabinetowe i zwykłe. Etykiety grossowe, otrzymywałem sporadycznie /zapewne z uwagi na ich wielkość/, a boczne paski były dużą rzadkością. Posiadam katalogi tych serii do roku 1975 i na ich podstawie wiem, że mam w swoim zbiorze 50-60% serii wydanych w tym okresie. Mam też dużą ilość serii wydanych aż do upadku ZSRR, ale te serie były już wydane w innym układzie np. „28 + 1”albo też po kilka sztuk w serii, ale na różnych wymiarach. Wśród tych serii upominkowych, najciekawsze były etykiety wydawane przez fabrykę „Viljandi” w dawnej Estońskiej SRR, oraz fabrykę „Kometa” w Rydze w dawnej Łotewskiej SRR. Były to etykiety, przeważnie formatu 92 x 92 mm, wyklejane na pudełka zapałek wiatrakowych, o których już pisałem powyżej. Ale mogły też mieć inne formaty. Mam ich w swoim zbiorze stosunkowo dużo, przeważnie z widokami miast.

Dużą część zbioru radzieckich etykiet upominkowych – zwłaszcza etykiety typu „G” i „B”, a także opakowania kartonowe z nadrukowanymi etykietami „G” i „B”, które pojawiły się w końcowym okresie istnienia ZSRR a później w Rosji, przechowuję w koszulkach plastikowych w segregatorach. Kilkadziesiąt takich opakowań o zunifikowanym formacie, mam na półce w bibliotece.

Radzieckie etykiety upominkowe, pojawiły się przed 1940 r., ale tylko jedna seria. W 1947 r. ukazała się też jedna seria „800 lat Moskwy”, wydana przez fabrykę „Gigant” w Kałudze. Mam tę serię w swoim zbiorze – nic ciekawego. Dopiero po 1956 r. serie te zaczęły ukazywać się po kilkanaście rocznie, wydawane przez różne fabryki, ale głównie przez Bałbanowską Eksperymentalną Fabrykę Zapałek. Często seria była w dwóch wersjach – matowej i lakierowanej, ale w większości przypadków obie te odmiany, były na lichym papierze, słabe graficznie i drukowane marnymi farbami. Dopiero w połowie lat 70-tych, zaczęto używać papieru kredowego, druk stał się wyraźny a kolory rozpoznawalne. Można z tego wyciągnąć wniosek, że władze radzieckie przestały traktować etykiety zapałczane jako element propagandy, a zrozumiały, że na tych zestawach etykiet upominkowych można zarobić. Przynajmniej na tych upominkowych, bo te zwyczajne, które trafiały do gospodarstw domowych były nadal wykonywane niechlujnie. Kosztowały przecież tylko jedną kopiejkę.

Rozwijająca się coraz lepiej korespondencja i wymiana z Czechosłowacją, pozwoliła mi na próbę budowy kolekcji etykiet czeskich i słowackich. W takim właśnie układzie, bo obie te części ówczesnej Czechosłowacji, wydawały odrębne etykiety z napisami w swoich językach. Czechy miały fabryki „Solo Lipnik” i „Solo Sušice” a Słowacja „Smrečina” w Banskiej Bystrzycy i przez pewien okres „Iskra” w Ružomberoku. Interesują mnie tylko etykiety /chociaż zebrałem kilkaset całostek – zwłaszcza słowackich/, wydane w latach 1955-1989 i to zarówno krajowe, jak i export. Mam oczywiście trochę etykiet wcześniejszych, w tym przedwojennych, ale to jest margines moich zainteresowań. Większość kolekcji, przechowuję w pojemnikach, włożone rocznikami. Kiedyś od JIŘEGO KREJCIEGO, otrzymałem albumy do wklejania etykiet czeskich, wydane przez państwowe wydawnictwo „Orbis” w Pradze. Albumy te, opracował wybitny czeski filumenista JIRI SPERK, autor wielu katalogów filumenistycznych. Nakład tych albumów był ogromny, jak na wydawnictwo dla kolekcjonerów, bo aż po 5000 egzemplarzy z każdego rocznika. Ja mam roczniki 1964-1972, w sumie 356 kart albumowych. Na 3690 etykiet ujętych w tych albumach, brakuje mi tylko 18 i nie są to żadne rarytasy. Trochę wysiłku i mógłbym je mieć w kolekcji. Ale ta kolekcja nie jest dla mnie aż takim priorytetem. W pojemnikach przechowuję ponadto kolejne kilka tysięcy etykiet czeskich i słowackich oraz znacznie większą ilość dubletów.

Żadna część mojej kolekcji, nie jest tak obłożona katalogami, jak właśnie Czechosłowacja. Od JIŘEGO KREJCIEGO i MILANA HEJLA, otrzymywałem ukazujące się w Czechosłowacji katalogi i biuletyny i to w większości przypadków, nie jako materiał wymienny, ale w dowód sympatii. Pod koniec lat 70-tych, Milan wraz z rodziną odwiedził mnie w Poznaniu, jadąc na wakacje do NRD. Przywiózł mi wtedy kilka katalogów i wiele etykiet. Zgromadziłem w swojej kolekcji, tak wiele etykiet czeskich i słowackich, bo wymiana z filumenistami z Czechosłowacji, układała się w zasadzie najlepiej. Z większością z nich korespondowałem przez kilka lub nawet kilkanaście lat, co skutkowało znaczącym rozwojem kolekcji.

Kilkanaście tysięcy etykiet ZSRR i Rosji – różne fabryki, kolory papier /np. etykiety drukowane na makulaturze/, to w zasadzie nie kolekcja, ale stan posiadania. Etykiety te, są co prawda usystematyzowane według roczników, ale przechowywane w pojemnikach, nie stanowią mojego szczególnego zainteresowania. Przyjąłem zasadę, że do zbioru włączam wszystkie etykiety, wydane przed rokiem 1960, a z późniejszych, tylko po jednym wzorze z jednej fabryki – z tym, że fabryki mogą być różne, byle tylko jej seria była kompletna. Wszystkie pozostałe etykiety, stanowią zapas do wymiany. Na kartach albumowych umieszczam wyłącznie ciekawe serie np. parki narodowe, flora, fauna, samoloty, zabytki, wielcy Rosjanie itp. Etykiety z hasłami propagandowymi, na karty nie trafiają. Ta część kolekcji jest w ciągłym ruchu, bo w miarę wolnego czasu i posiadanych pieniędzy, wykonuje nowe karty i wklejam do nich serie według powyższych założeń. W latach 90-tych, opracowałem na kartach, zbiór etykiet ZSRR, wydanych w 1959 r. Dlaczego z tego roku? Nie wiem. Może dlatego, że mam katalog tego rocznika, ale inne katalogi też mam. Na 119 kartach z miejscami dla wszystkich etykiet, wydanych w 1959 r. mam zgromadzone 640 etykiet na ogólną liczbę 840 wydanych. Uzupełnianie idzie niemrawo, bo tylko sporadycznie, w otrzymywanym materiale wymiennym, trafi się jakiś brakujący egzemplarz. Oczywiście, tutaj też zastosowałem zasadę umieszczania tylko po jednym wzorze, tylko z jednej fabryki. Gdybym chciał umieścić wszystkie, rzeczywiście wydane w tym roku etykiety, to ilość kart byłaby dziesięciokrotnie wyższa.

Kontakt z C. W. HU – filumenistą z Hong Kongu, zaowocował błyskawicznym wzrostem mojej kolekcji etykiet chińskich. Gdy doszli do tego szanghajscy kolekcjonerzy YEN HAN HSIANG i GUANG KANG LIN czy też QIU BIN z Nanchang, okazało się że jestem posiadaczem kilkunastu tysięcy etykiet chińskich. Oczywiście wiele z nich było podwójnych. Nie było wyjątkiem, że posiadałem po 100 jednakowych serii.

Ta obfitość etykiet, oraz stosunkowo ciekawa ich grafika – chociaż jest też wiele etykiet propagandowych, wyłącznie z chińskimi napisami, skłoniły mnie do opracowania zbioru etykiet Chin, obejmującego też etykiety Tajwanu i Makao. Nie mając żadnego katalogu ani wzorca, przyjąłem własną systematykę, ustalając działy tematyczne np. fauna, flora, architektura, dzieci, kobiety, sport itp. Takich działów jest około 20 i pozwala to na w miarę szybkie wyszukiwanie interesujących mnie etykiet, czy też sprawdzanie braków po otrzymaniu materiału wymiennego. W trzech teczkach, mam aktualnie, przeszło 600 kart, na których znajduje się około 4600 etykiet.

Kolejnym moim zainteresowaniem, stały się etykiety Holandii. Już w latach 70-tych a nawet 60-tych, miałem sporadycznie, krótkotrwałe kontakty z filumenistami holenderskimi, od których dostawałem pierwsze etykiety tego kraju. Etykiety takie, otrzymywałem też z innych państw np. Belgii czy też Francji. Ale dopiero nawiązanie w 1995 r. kontaktu z HARRYM VAN BAALEM z Bredy i otrzymany od niego katalog holenderskich serii etykiet zapałczanych, pozwoliły mi na podjęcie próby budowy zbioru. Uważam, że serie etykiet holenderskich, należą do najciekawszych. Również etykiety pojedyncze stanowią ciekawe uzupełnienie zbioru. Takich etykiet posiadam kilkaset, ułożonych alfabetycznie w pojemniku. Mam również wiele etykiet zapasowych.

Uzupełnieniem tej części zbioru są etykiety kostkowe, naklejane na opakowania zbiorcze. Te etykiety, również w ujęciu alfabetycznym, przechowuję w albumach do zdjęć z foliowymi przegródkami. W tych albumach, łatwiej jest szybko wyszukać potrzebną etykietę. Serie, których mam zgromadzone około 80% wszystkich wydanych i uwzględnionych w katalogu, przechowuję w klaserach, oraz niestety z braku możliwości finansowych, w pudełkach. Możliwość zakupu klaserów, a nawet kart albumowych, jest obecnie poza moim zasięgiem. Wśród serii holenderskich, ciekawostką jest 39 serii „Molens” tj „Wiatraki”, z których każda składa się z 10 etykiet zwykłych i jednej kostkowej. Bardzo wcześnie zainteresowałem się tymi etykietami i w efekcie mam ich komplet na kartach albumowych. Trzy ostatnie serie to całostki, bez etykiety kostkowej. Na każdej etykiecie jest innych wiatrak holenderski a oznaczeniem miejscowości, w której się znajduje, a często też z nazwą własną.

Inną ciekawostką jest 26 serii „Gwiazdy filmu, radia i telewizji”, obejmujących 864 etykiety zwykłe i 47 etykiet kostkowych. Mam w swoim zbiorze wszystkie te etykiety. Jest to najdłuższy temat na etykietach zapałczanych, z którym nie może się mierzyć, nawet słynna węgierska seria olimpijska z 1960 r. Ma ona tylko 120 etykiet i chociaż wydana została w 3 odmianach kolorów, to i tak jest to tylko 360 sztuk. Wszystkie odmiany tej serii mam zresztą w swoim zbiorze. Wśród serii holenderskich, ciekawostką są tzw. „puzzle” tj. etykiety, z których można ułożyć rysunek znajdujący się na etykiecie kostkowej. Mam wszystkie serie tego rodzaju. Niektóre naklejone na kartach albumowych, inne w klaserze.

Dzięki znaczącej pomocy HARRYEGO VAN BAALA, powstała też kolekcja moich etykiet belgijskich. Wprawdzie zanim zacząłem z nim korespondencję, posiadałem już kilkaset etykiet belgijskich z wymiany z A. DESMEDTEM czy też GILBERTEM TRUYAERTEM – oboje z Kortrijk lub z zakupów dokonywanych w IPHC w Gent, o czym pisałem już wcześniej.

Ale dopiero wymiana z Harrym, zaczęła błyskawicznie rozwijać tą kolekcję. Od niego też dostałem pierwsze karty do albumu etykiet Belgii. Przy pomocy KAZIMIERZA WIDUCHA i BOLESŁAWA ROSKWITALSKIEGO, skompletowałem album belgijskich serii nie numerowanych, oraz album belgijskich etykiet pojedynczych. Albumy te mam obecnie w 4 segregatorach z tym, że poszczególne karty znajdują się w plastikowych koszulkach, a jest tych kart przeszło tysiąc z kilkoma tysiącami etykiet. Każda etykieta jest na karcie wydrukowana i ma swoją numerację tak, że można tego albumu używać też w charakterze katalogu. W albumie serii mam m.in. serię wydaną z okazji Expo-58 w Brukseli, ze strojami ludowymi. Seria liczy 96 etykiet, oraz kilka etykiet z błędami w napisach. Są w niej też stroje polskie, ale trudno zidentyfikować z jakiego regionu pochodzą. Mam też serie „Flagi narodowe” – 9 serii plus jedna niekompletna. Brakuje mi więc tylko jedna seria z oznaczeniem „average 40”. Ciekawy jest komplet 20 serii „Chromos Fort” z fauną – poczynając od owadów a kończąc na największych żyjących ssakach.

Belgijskie serie numerowane, przechowuję w klaserach i w pojemnikach. Jest tego duża ilość – m.in. seria 256 etykiet z monetami belgijskimi /128 z rewersami monet i 128 z awersami/ a także seria 180 etykiet z herbami prowincji i miast belgijskich. Są też serie z etykietami typu „puzzle”, podobnie jak w zbiorze holenderskim.

W pojemnikach przechowuje także w układzie alfabetycznym, etykiety pojedyncze na rynek krajowy i na eksport, które nie są ujęte na kartach albumowych. Etykiet takich mam kilkaset i powoli zbliża się czas, aby przenieść je na karty albumowe.

Etykiety kostkowe oraz odpowiadające im etykiety małe, przechowuję w 3 albumach fotograficznych, również w układzie alfabetycznym.

Zapas etykiet belgijskich do wymiany, jest bardzo duży i konkurować z nim mogą tylko zapasy etykiet ZSRR.

Nie mam katalogu etykiet indyjskich – nawet nie wiem czy został opracowany. Opracowałem jednak ich zbiór na kartach albumowych, stosując podobną zasadę, jak przy etykietach chińskich, to jest systematyzując je według treści rysunku. Zdaję sobie sprawę z tego, że mój zbiór jest bardzo ubogi, biorąc chociażby pod uwagę ilość działających w przeszłości w Indiach wytwórni i fabryk zapałek. Z literatury filumenistycznej wiem, że wiele z nich to były rodzinne wytwórnie, zatrudniające członków najbliższej rodziny, w tym dzieci. Praca ręczna dzieci przy siarce! Brr!!! W swoim zestawieniu takich wytwórni i fabryk, doszedłem do liczby około 150, ale wiem że to wierzchołek góry lodowej, bo co chwila napotykam nowe nazwy. Często wytwórnie i fabryki posiadały naprawdę szumne nazwy, ale co za nimi stało, tego już się pewnie nigdy nie dowiemy.

Cały mój zbiór etykiet Indii, obejmuje aktualnie 435 kart z 2000 etykiet o bardzo różnorodnej tematyce. Cechują się one często, wręcz prymitywnym rysunkiem. Widać w tym rękę domorosłych „artystów”. Zdarzają się też kradzieże rysunków z etykiet europejskich, czasem nawet ze szczątkowym napisem. Regułą jest powtarzanie rysunku przez wielu wytwórców z różnych krańców Indii np. na etykietach ze słoneczkiem.

Ciekawe są, ale wcale nie lepsze graficznie, etykiety z panteonem hinduskich bóstw. Kolekcja etykiet indyjskich jest uprzywilejowana, bo w prawie każdej przesyłce dostaję etykiety, które są dla mnie nowością. Najwięcej jednak zawdzięczam prowadzonej w przeszłości wymianie z H. BALAKRISHNANEM z Fort Coimbatore i z SUDHIREM CHANDEREM z Kalkuty. Kontakty z wieloma innymi filumenistami z Indii były przeważnie krótkotrwałe i niezbyt zachęcające.

Kolejna kolekcja, która powstała na zasadzie opracowanie według działów to Szwecja. Mam wprawdzie katalog etykiet szwedzkich, ale dotyczy on etykiet starych tzw. „klasyków”, a tych posiadam w zbiorze tylko kilka sztuk. O dziwo, kontakty ze Szwecją np. ze SVENEM STOCKHAUSEM z Vasteras w małym zakresie rozbudowywały moją kolekcję. O wiele więcej etykiet szwedzkich otrzymałem od filumenistów z innych krajów. I obecnie, kolekcja ta znajduje się na 376 kartach i zawiera prawie 1500 etykiet. Ale i ona ulega również powiększaniu, bo co jakiś czas, docierają do mnie etykiety, których jeszcze nie miałem.

Etykiety szwedzkie, wyróżniają się starannym wykonaniem, ciekawą grafiką i zawsze dobrym papierem. Ciekawe są serie ze strojami ludowymi – wydanie na kraj i na export /po 12 etykiet w każdej serii/, eksportowa seria sportowa – 10 sztuk, z zapałkami – 10 sztuk lakierowanych etykiet na tzw. zapałki „liliputy” tj. o zmniejszonym wymiarze, seria „Mazetti” z bajkami – 5 sztuk, czy też lakierowana seria „piękności” – 12 etykiet. Na kartach mam też wiele ciekawych etykiet pojedynczych, zwłaszcza exportu do Azji i Afryki.

Ostatnią kolekcją, która opracowałem na kartach jest „Import do Wielkiej Brytanii”, obejmująca serię etykiet, wyprodukowanych głównie we Finlandii, Belgii, Austrii, Niemczech, Czechosłowacji a także sporadycznie w innych państwach. Miałem już dużo tych serii i pojedynczych etykiet w zbiorach państw, które je wyprodukowały, gdy od HARRYEGO VAN BAALA, otrzymałem angielski katalog „Set sof import matchbox labels for the U.K. market”, według stanu na lipiec 1995 r. Potem dostałem jeszcze spis tych serii doprowadzonych do sierpnia 1999 r. Pozwoliło mi to „wyłowić” z innych zbiorów, serie tego importu i opracować dla nich karty albumowe. W chwili, gdy piszę te wspomnienia, jest tych kart 315 z przeszło 2200 etykietami. Ciągle jednak opracowuje kolejne karty w miarę kompletowania serii lub uzyskiwania nowych.

Wiele niekompletnych serii mam w klaserach. Wśród kompletnych serii, wyróżniam „Nursery Rhymes” – 60 sztuk etykiet austriackich, „London Scenes” – mam 7 kompletnych serii i kilka do uzupełnienia na ogólną liczbę 19 wydanych, „Cornish Weck” – mam 7 kompletnych serii fińskich i austriackich i kilka do uzupełnienia, na ogólną liczbę 24 wydanych. Tymi ostatnimi seriami zająłem się bardzo wcześnie, ale nie jest łatwo je skompletować, gdyż wydawane były w latach 1967-1974. Kilka serii z tego importu, ma po 100 etykiet, a najdłuższa „Royal Navy Badges” aż 198 sztuk.

I to są właściwie podstawowe części mojej kolekcji, co wcale nie oznacza, że nie mam też opracowanych na kartach albumowych wiele innych zbiorów. Gdy mój syn Michał był mały, interesował się bardzo samochodami. Opracowałem więc zbiór etykiet „Samochody”, który często razem oglądaliśmy. Wnuków jakoś to nie interesuje, więc ograniczyłem ten zbiór tylko do takich serii, które są już w jakimś innym podstawowym zbiorze.

Na kartach, stanowiących zarazem katalog, mam wklejone etykiety Luksemburga. Jest tego żałośnie mało, bo tylko 120 etykiet na 47 kartach. I zbiór ten już się nie rozwija. Od czasu do czasu, zaglądam do niego, aby sobie przypomnieć, jak te etykiety wyglądają.

W pierwszej połowie lat 80-tych, korespondowałem z JURGENEM NOLTE z Tannrody, w ówczesnej Niemieckiej Republice Demokratycznej. Otrzymałem od niego wiele etykiet, oraz katalog NRD, odbity na powielaczu spirytusowym. Po upływie 25 lat druk wyblakł i stał się mało czytelnym, ale zdążyłem jeszcze opracować zbiór etykiet eksportowych na kartach, a resztę etykiet usystematyzować według fabryk i numerów katalogowych w pojemnikach

Jest tego kilkaset sztuk, w tym i także z lat przed powstaniem NRD. Etykiety kostkowe i upominkowe, przechowuje w albumach fotograficznych. Mam takich etykiet przeszło 500 sztuk, w tym wiele ciekawych serii.

Otrzymałem od MICHAELA A. LEGGA z Crancbrook w Wielkiej Brytanii, katalog francuskich etykiet SEITA z lat 1952-1977, skłonił mnie do opracowania tych etykiet na kartach. Michael przetłumaczył ten katalog na angielski. Mój zbiór w tym zakresie, znacząco uzupełniali JEAN MICHAEL MANZONI z Annemasse, NEOL GREGOIRE z Agnes i C. GUEYGER z Paryża. Zbiór ten liczący 65 kart, przechowuję w segregatorze a każda karta, umieszczona jest w plastikowej koszulce. Wśród serii francuskich, szczególnie wyróżniam, dwie serie bajek Lafontaina – 30 etykiet zwykłych i 2 kostkowe, oraz „200 rocznica urodzin Napoleona” – 15 etykiet zwykłych i jedna kostkowa.

Z uwagi na tematykę, opracowałem też na kartach, niemieckie serie z dowcipami rysunkowymi, lub z krótkimi podpisami. Nie jest tego dużo, bo tylko kilkanaście kart, ale są po prostu śmieszne i do pokazywania znajomym.

Osobną grupę etykiet, opracowaną na kartach, stanowią ciekawe, w moim rozumieniu serie lub nawet pojedyncze etykiety. Ten zbiór zacząłem przygotowywać w latach 60-tych i rozrastał się on w miarę otrzymywania ciekawego materiału. Przechowuje go w 6 teczkach o łącznej zawartości około 700 kart i prawie 6000 etykiet. Kryterium „ciekawe”, ulegało u mnie ewolucji i z początkowego zafascynowania tematem etykiet, przerodziło się w chęć posiadania na wyciągnięcie ręki, interesujących mnie etykiet. Już nie tylko temat jest ważny, ale też pochodzenie etykiety, unikalność, historia wejścia w posiadanie itp. To właśnie w tym zbiorze, przechowuję etykietę łotewską z jeleniem, o której pisałem na pierwszych stronach tych wspomnień. Tu przechowuje stare etykiety Austro-Węgier, Japonii – m.in. te z błędnym napisem „The Army and Nevy” zamiast „Navy”, Republiki Południowej Afryki – seria ze sloganami wojennymi /przed paru laty, na aukcji klubowej BML & BS, każda z tych etykiet osiągnęła cenę 5£/. Tu przechowuję, najładniejsze serie Portugalii /powozy królewskie, stroje ludowe, ceramika/, serie Finlandii /okręty wojenne, mundury wojskowe – 169 sztuk, prezydenci/, dużą część austriackich etykiet eksportowych, niemieckie serie z piłkarskich mistrzostw świata w 1974 r. i wiele, wiele innych serii z całej Europy.

Osobną teczkę, zajmują karty, z etykietami Azji, Afryki i obu Ameryk. Wyróżnię tutaj japońską serię „Samurajowie”, zawierającą 50 etykiet, czy serie argentyńskie i brazylijskie. Dużą ciekawostką jest złota seria amerykańskich etykiet książeczkowych, wydana z okazji 26 Konwencji RATHKAM MATCHCOVER SOCIETY w Allentown /Pensylwania/ w 1066 r. Najpewniej, jest to jedyna taka seria w naszym kraju. Zresztą etykiety książeczkowe z innych Konwencji, też mam w swoim zbiorze. Ciekawe są etykiety Izraela i Iranu. Te ostatnie z okresu cesarstwa.

Cała ta kolekcja, oczekuje przebudowy i logicznego opracowania, opartego raczej nie na kryterium „ciekawości”, ale uwzględniającego tematykę lub kraj wydania w przypadku serii i etykiet tzw. „zamorza”. Może jeszcze zdążę?

Jak teraz spoglądam na to, co powyżej na wielu stronach opisałem, to pierwszy raz dostrzegam ilość pracy włożonej w opracowanie tych kilku tysięcy kart, nie mówiąc już o pieniądzach, które poszły na ich zakup. Kupowałem tzw. „bloki techniczne”, zawierające 10 kart sztywnego papieru, zwanego „bristolem”. Za czasów PRL, był to w zasadzie cienki karton, który po latach, ma tendencje do brunatnienia. Obecnie karty są dużo cieńsze, przez co zajmują mniej miejsca, ale dla moich potrzeb, są zbyt wiotkie. Muszę się jednak zadowalać tym co jest. Każdą kartę musiałem przycinać z dwóch brzegów, aby nadać jej wymagany format. Potem, na podstawie posiadanych kart-wzorów, przenosiłem na kartę, potrzebną ilość kwadratów do umieszczenia etykiet. W zależności od potrzeb, było to od 1 do 10 kwadratów. Przy pomocy cyrkla dziurkowałem wzór a potem łączyłem pisakiem otrzymane otwory i powstawała kompozycja karty. To wszystko było działaniem mechanicznym i w zasadzie nie zajmowało zbyt wiele czasu. Niestety PRL-owskie pisaki, utraciły w miarę upływu czasu swój czarny kolor i teraz wiele kart ma brązowe a czasem czerwone ramki do etykiet. Prostym działaniem było rysowanie ramek dla etykiet znormalizowanych. Gdy jednakże pojawiła się potrzeba umieszczenia na karcie, etykiety o innych wymiarach i to wkomponowanej w kartę ze znormalizowanymi etykietami, zachodziła potrzeba indywidualnych pomiarów i indywidualnego rysunku ramki. A już najgorzej było, gdy zachodziła potrzeba umieszczania na karcie kilku etykiet różnych wymiarów. Opracowanie takiej karty zajmowało często 10 minut. Ale nie narzekam, bo cały ten wysiłek zarówno czasowy, jak i finansowy, doprowadził do powstania wielu kolekcji, z których mogę być dumny.