Czytelnikowi, który będzie czytał te strony, należy się kilka informacji wyjaśniających, zarówno cel tych wspomnień, jak też ich treść i formę.
Podstawowym celem napisania tych wspomnień, była chęć rozliczenia się przed samym sobą z trwającą przeszło pół wieku działalnością kolekcjonerską i z moimi osiągnięciami w tym zakresie. I niech to na razie wystarczy. Wytrwały czytelnik dotrze na końcu tych wspomnień do szczegółowych wyjaśnień, które go zadowolą lub i nie. Moim zamiarem nie było jednak przedstawianie najskrytszych celów ale i tak powiedziałem za dużo i na tym poprzestanę.
Wszelkie nazwiska, nazwy, fakty i okoliczności przywoływane w tekście są prawdziwe i nie utajniłem żadnych informacji. Czasami wolałem tylko nie pamiętać niektórych nazwisk /bardzo nielicznych/, więc ich nie wymieniałem. Zapyta ktoś, w jaki sposób zachowałem w pamięci taką ilość nazwisk i faktów. Odpowiedź jest banalnie prosta – od czasów dzieciństwa starałem się zachować wszystko co mi wpadło do ręki i tak postępuje do dzisiaj. Przepastne pomieszczenia na strychu i w piwnicy, kryją niezliczoną ilość przedmiotów, które „mogą się kiedyś przydać”. I często się przydawały. Jak nie mnie to innym kolekcjonerom. Drugą moją cechą wykształconą od dzieciństwa jest skłonność do prowadzenia spisów zestawień, wykazów, a chociażby notatek z różnych dziedzin mnie interesujących. I dlatego zachowały się wszystkie listy od kolekcjonerów, jakie w przeszłości otrzymywałem i nadal otrzymuję. Zachowały się też brudnopisy wszystkich moich listów, poczynając od 1955 r. w tym te dotyczące kontaktów kolekcjonerskich. Przechowuję całą „księgowość” kolekcjonerską opracowaną na moje potrzeby według własnego pomysłu. Każdemu kolekcjonerowi, z którym utrzymywałem kontakt, przydzieliłem kilka stron, najpierw w zeszytach a później w brulionach formatu A4. Każda strona została podzielona na dwie części. Lewa dotyczy moich listów i zawiera numer kolejny listu wynikający z brudnopisów, datę wysyłki, rodzaj listu /zwykły, lotniczy, polecony, priorytet, czy tzw; „book Lester”/ i wysokośc opłaty pocztowej. Najważniejszy jest jednak opis wysyłanego materiału kolekcjonerskiego. Strona prawa dotyczy listów otrzymywanych od danego kolekcjonera i obejmuje numer kolejny listu z uwzględnieniem wszystkich otrzymywanych. Z chwilą gdy moja kolekcja ograniczyła się z natury rzeczy tylko do walorów otrzymywanych od kilku korespondentów, zrezygnowałem z tej numeracji. Oczywiście odnotowana jest data otrzymania listu i jego szczegółowa zawartość. To właśnie opis tej zawartości pozwolił mi w tych wspomnieniach określić co i od kogo otrzymywałem oraz jakie to były ilości. Wszystkie te materiały zajmują wiele zeszytów i teczek i stanowią dla mnie niewyczerpane źródło informacji. Kiedyś może również dla jakiegoś badacza historii filumenistyki. Samych listów jest kilkaset uporządkowanych według dat ich otrzymywania. Wszystkie zapisy w tej mojej „księgowości” prowadziłem w języku angielskim – dla większej przejrzystości tekstu, a może i ze snobizmu.
Starałem się w tekście tych wspomnień przybliżyć pojęcia z zakresu filumenistyki, tłumacząc jak najprościej ich znaczenie. Jeżeli coś jeszcze będzie niezrozumiałe to uprzejmie przepraszam ale hermetyczność języka kolekcjonerskiego weszła mi w nawyk i dla mnie to wszystko jest proste.
Nie tłumaczyłem nazw obcojęzycznych, bo dotyczą one języków powszechnie w Polsce znanych. Jedynie nazwy rosyjskie pisane cyrylicą upraszczałem do alfabetu łacińskiego. Nazwy miejscowości np.; miejsce zamieszkania kolekcjonera, siedziby klubu lub fabryki pozostawiałem w oryginale, gdyż polska nazwa może utrudnić poszukiwania na mapie. Jedynie te absolutnie popularne pisałem w wersji polskiej, jak np; Paryż czy Londyn. Również nazwy państw pisałem w wersji polskiej, ale pozostawiając te nazwy które były adekwatne dla danego okresu np.; Czechosłowacja, Niemiecka Republika Demokratyczna /NRD/, Polska Rzeczpospolita Ludowa /PRL/ czy Związek Socjalistach Republik Radzieckich /ZSRR/. Czy to się komuś podoba czy nie – taka była wtedy rzeczywistość.
W związku z tym, że moja aktywność kolekcjonerska przypadała na przełom wieków, wszędzie gdzie pisałem o latach np.; 60-tych dotyczy to XX wieku. Wszystkie inne daty podawane są w brzmieniu rzeczywistym np.; koniec XIX w., rok 2004 itp.
Jeszcze jedną sprawę muszę wyjaśnić, aby była czytelna dla wszystkich. Niektóre nazwiska piszę dużymi literami, tak aby się wybijały w tekście. Są to nazwiska kolekcjonerów, zresztą nie tylko filumenistów, z którymi utrzymywałem kontakt korespondencyjny lub osobisty. To liternictwo ma być pewną formą wyróżnienia tych kolekcjonerów. Wszystkie pozostałe nazwiska autorów, kolegów, znajomych są pisane zgodnie z zasadami polskiej ortografii. Wyróżniam też dużymi literami nazwy klubów filumenistycznych i kolekcjonerskich, biuletynów itp.
Starałem się pisać te wspomnienia w formie bloków tematycznych, bez rozbijania na rozdziały. Przejście od jednego tematu do drugiego oznaczone jest etykietą charakterystyczną dla tematu. W ramach tematów, kolejne problemy zaczynają się od akapitów. Nie eksponuję we wspomnieniach zdjęć kolekcjonerów – miejsce dla nich jest na odpowiednich kartach albumu fotograficznego.
Proszę, aby moi spadkobiercy nie mieli mi za złe, jeżeli pewne elementy kolekcji nie będą korelowały z treścią wspomnień. Kolekcja ciągle żyje i jeżeli Bóg pozwoli to dokonywać w niej będę jeszcze kolejnych zmian. Sygnalizowałem o tym w niektórych miejscach wspomnień.
Tak więc przedstawiam poniżej wyniki przeszło 50 lat mojego kolekcjonerstwa w dziedzinie filumenistyki. Proszę o wybaczenie stylu, który jest chyba nazbyt suchy i rzeczowy a opisy przydługawe. Tak jednak to wszystko odczuwałem i odczuwam. Krytyki się nie boję, bo wiem, że tych lat nie zmarnowałem. Czy mogłem dokonać więcej? Zapewne tak, ale na nasze zamiary i działania ma wpływ tak wiele czynników zewnętrznych, że niweczą one czasami najlepsze chęci. Czy czegoś żałuję? Tak – mogłem odważyć się na udział w zjazdach organizacji kolekcjonerskich. Zabrakło mi odwagi. I żałuję, że to w wyniku moich zaniedbań, urwało się wiele kontaktów z dobrymi korespondentami. Żałuję też, że nie przyłożyłem się bardziej do dzielenia się moją wiedzą filumenistyczną na łamach fachowych biuletynów. Ale to się już nie wróci, jak mówią po polsku nasi bracia Czesi.